piątek, 26 grudnia 2014

Soul Eater Not

Hej, hohoho... Ekhm. Ten, no, święta. Śnieg u mnie sypie od paru godzin i nastrój od razu zrobił się posępny. Tylko spać, grać i herbatkę pić. Pamiętajmy, że kołdry to nasi sprzymierzeńcy! Precz z zimnem! Czy coś. Nie wiem jak wy, ale ja samopoczucie mam przyjemne, mimo, żem nie wyspana niewyobrażalnie. Oby wasze dni świąteczne przypomniały wam o tym jak wiele macie do zrobienia i rozplanowaniu tego. Nie, żeby robić. Od tego są dni zajęte (wolne, zajęte O.o). Cieszcie się spokojem i nie zapominajcie utrzymywać ogień w kominku. Okazuje się, że mało osób zna tą przewspaniałą Kolendę, więc proszę. Delektujcie się i zapoznajcie. >>link<<
_____________________________
Hmm.. Taa. Szczerze mówiąc są tylko dwa gatunki ludzi, którym mogłabym to polecić. Dziwnym fanatykom, którzy potrafią oglądnąć całe anime dla jednej sceny (wcale, a wcale nie mówię o sobie ;D) lub tym którzy lubią anime o szkolnym życiu trzech dziewcząt i ich przyjaźni. Choć przyznam się, że też nie do końca, ponieważ było one jako anime tego gatunku zaskakująco słabe. Historia mówi o losach młodej gimnazjalistki Tsugumi, która pewnego popołudnia niespodziewanie zamienia się częściowo w halabardę bez ostrza. W związku z czym zostaje odesłana do elitarnej szkoły Shibusen, która szkoli władających i bronie o czym słyszeliśmy w pewnym "innym" anime. Co ciekawe opowiada historię sprzed naszego "yes" Eatera. Czemu dowodzi fakt, że Kid nie ma swoich partnerek, jeden z rogów szkoły nadal jest nieoberwany, no i Sid ciągle żyje. Cóż za poezja dla fanów. Jako zagorzała fanka upajałam się tym wszystkim: nowym obliczem death city, postaciami i tymi wszystkimi szczegółami o których nie miałam pojęcia. Wspaniałe rozszerzenie świata. Nie mogę jednak zapomnieć, że anime nie jest dobre ze względu na parę mało istotnych szczególików. Kiedy oglądamy to anime nasuwa się jedna bardzo ważna konkluzja. Twórcy z całych sił starali się powiedzieć : "To nie jest Soul Eater!" Naprawdę czuć to na kilometr, choćby samym tytułem. Mimo wszystko to nie są jedyne takie akcenty, bo kiedy mówię, że anime tym krzyczy to, to właśnie mam na myśli. Kreska jest inna, dzięki czemu kiedy widzimy dobrze znane nam postaci jak Maka odczuwamy konsternacje, ponieważ nie wygląda ona poprawnie, czy dobrze. Muzyka jest bardzo, bardzo popowa i nie nadająca klimatu epickości, wręcz przeciwnie. Kiedy zaś nareszcie widzimy walkę i liczymy na dobrą przygodę, czujemy się rozczarowani, a przynajmniej ja tak miałam. Przyznam się, że gdybym nie widziała Eatera to, to by mnie nudziło. Znaczy nudziło mnie tak czy siak, ale radowałam się każdym, nawet ułamkiem sceny - ponownie w tym mieście! Oceny nie postawię, serce krzyczy tak, a umysł nie. Nie mam ochoty oglądać tego raz jeszcze, ale to zrobię. Jak dla mnie powinno się wydać zbiór książkowy o Death City i tyle. Tak, że nie oglądajcie, chyba, że jak ja bardzo musicie. :)

środa, 17 grudnia 2014

Free!

Jee, kolejna notka przychodzi wraz z powrotem internetu. Wracam do żywych, że pozwolę sobie skłamać. Co u was? U mnie święta, brr... Śnieg, zimno i kłótnie. Cóż przynajmniej wolne i trochę znajomych. Życzę wam, żeby czas relaksu naprawdę nim był, a powrót do żywych był bezbolesny. Cieszmy się świętami tak jak pewna kuropatwa. Hohoho... >>link<<

_____________________________________________

Hej, ho anime o pływakach. Wiem, wiem, że są kolejnym Jacobem z wykupionym abonamentem na gołe klaty. Mimo, że wszędzie słyszę "Ale ciacha!" lub "Mój Boże jakie to głupie.", to nie należę do żadnej z tych stron. Choć przyznaję, że bardziej do tej pierwszej. Dlaczego? Bo jestem na te bice tolerancyjna. Nie narzekam na to, że nie noszą koszulek, no bo hello. To jest o pływaniu, nie będą tego robić w ciuchach. Dodatkowo kiedy obdarłam to anime z kąpielówek *nerwowy śmiech* zobaczyłam bardzo przyjemna historię. Składają się na nią: świrnięte postaci, problemy ludzkie i marzenia! Pewnie jestem osamotniona, ale to właśnie widziałam i mi się to podobało. Historia mówi o przyjaciołach, którzy zakładają klub pływacki w liceum. W sumie nie mam nic więcej do dodania pomijając suche fakty. Lubię muzykę, a konkretnie opening. Pomysł na ending był interesujący. Wszelkie ruchy były zrobione dosyć dobrze, "kreska" była tą ładna, a wiec nie mogła się nie podobać. Tła nie były szczególne, ale tekstura wody i nieba zawładnęły moim sercem. Polecam to anime, o ile umiesz oddzielić prawie nagich facetów od fabuły. Ta wolność zasługuje ode mnie na 7/10.

środa, 3 grudnia 2014

Ao no Exorcist

Aloha! Miałam dać tą notkę wcześniej, ale internet odszedł i nie chce wrócić. Nie mam go już od 23 dni. Nie ma zamiaru do mnie powrócić, więc ratuje mnie ta oto notka ratunkowo-dodatkowa. Mimo braku neta, nie zaszło wiele zmian w moim życiu. Nie świruję za bardzo, tylko niezmiernie irytuje się, gdy ktoś mi mówi, żebym coś obczaiła, albo pyta czemu mu nie odpisała lub kiedy mamy trudne zadanie domowe w oparciu na faktach. Mimo wszystko nie jest źle, przecież mam kartę biblioteczną i mnóstwo nie zaczętych projektów, bądź po prostu nie skończonych.  Życzę wam abyście też znaleźli siłę na robienie rzeczy o których zazwyczaj zapominacie i żeby tą motywacją nie był brak neta. Tradycyjnie dorzucam linka, proszę bardzo i żyjcie na fali. >>link<<
_______________________________________________
Jak nazwa wskazuje jest to anime o tematyce poniekąd egzorcystycznej. Czyli jak widać moje tematy (nawiązuje do projektu). Kiedy jednak je włączyłam zobaczyłam emocjonującą historię, która udaje, że jest radosna. W sumie taka jest, ale pod powłoką radości jest km brudów. Tutaj zaś znajduje problem, ponieważ teraz z perspektywy czasu jak o tym myślę, to nie jestem pewna, czy tych "smutów" nie było za wiele. Znaczy owszem nic nie poradzą na to, że realizują scenariusz mangi, ale jak na 25 odcinków nie wiem, czy nie działo się to za szybko Przyznaję, że przy oglądaniu zupełnie nie zwracałam na to uwagi i nie było też momentów, w których nie orientowałabym się co się dzieje. Jednak teraz coś mi ewidentnie nie pasuje. ^^'
Miałam czas na śmiech, ale wydaję się taki bardzo skrócony :/ Pomijając moje dziwne odczucia uważam, że było to bardzo dobre anime. Od postaci zaczynając, przez fabułę brnąc i kończąc na szczegółach. Zaczniemy więc od środka, czyli historii. Mówi ona o nastoletnim Rinie Okumurze, piętnastolatku, który miał burzliwą przeszłość. Już jako dziecko miał niesamowitą siłę i bardzo łatwo było go sprowokować. Co przysparzało problemów jego wychowawcy, czyli kapłanowi Shiro Fujimoto, który zajął się nim i jego bratem bliźniakiem na prośbę jego matki, która nie przeżyła ich porodu. Rin odznacza się pewną nadzwyczajną mocą, którą jest widzenie demonów i ona już w pierwszym odcinku nastręcza mu pewnych trudności. Oczywiście nie powiem jakich, co uczyni to brakiem najfajniejszej informacji. Jest jednak coś co koniecznie muszę powiedzieć, dyrektorowi szkoły, do której później Rin się uda, głos podkłada...
...Kamiya Hiroshi! :D Tak, tak wiem. Jednak to, że tam jest i to, że najbardziej podobała mi się jego postać nie znaczy, że wiedziałam, że tam gra. Dla odmiany było przeciwnie, dopiero w trakcie złapałam się na myśli "czy to nie brzmi jakoś zbyt znajomo?". Nie mniej inne postaci też wypadły znakomicie. Mieli 25 odcinków i parę tragedii, nie mogłeś się z nimi nie zżyć, ale poza tym nie byli jakoś strasznie płascy (a przynajmniej nie wszyscy). Było kilka postaci, które jak dla mnie były za sztywne, ale były to postacie, które generalnie miałeś gdzieś, więc... Bardzo podobała mi się muzyka ramowa (ileż można pisać openingi i endingi?), za to muzyki wewnętrznej prawie w ogóle nie pamiętam. Jedyne co mi się w związku z nią kojarzy, to, to, że była dobrze rozplanowana. Jednak nie była niczym wybitnym. Za to drugi ending "Wired Life" zrobił na mnie wrażenie, pewnie dlatego, że był taki oderwany, ale tak, czy siak, był przyjemny. Openingi (oba) wspominam dobrze i chętnie słucham, a pierwszy ending to dla mnie katorga, ale od czego jest ten wspaniały x na górze strony? Teraz jednak przejdźmy do grafiki i ruchów. To jest ta jedna z przyjemniejszych pereł tego anime. Tła były piękne! Znaczy widziałam lepsze (dalej nie mogę przeboleć Haibane i Noir), ale były powyżej średniej. jedyne co mi pozostaje to napisać ocenę, a na pewno będzie pozytywna. Bądź co bądź, to miłe anime. Trochę za krótkie, trochę za długie. Jednak warte polecenia. Dostaje ode mnie  7/10.