sobota, 12 grudnia 2015

Yoshio Akagio

Za górami, za lasami w post nuklearnej przyszłości żył będzie utalentowany młodzieniec o imieniu Yoshio Akagio. Będzie on pełen pasji i energii, ale spowity mrokiem tajemnicy. Widzicie mimo całego jego optymizmu jest on obdarzony magicznymi zdolnościami, niektórzy chcąc podciąć mu skrzydła nazywają je choroba, ale nie dajcie sie zwieść. Yoshio jest potężnym wojownikiem na drodze ku sprawiedliwości i świata bez podstępnego Wallenstain'a, który chce przejąć władzę nad światem. Przez długi czas Akagio był bardzo samotny. Nikt nie rozumiał w jakim świat jest niebezpieczeństwie ponieważ potężny Wallenstain ukrywał się pod postacią zwykłego pielęgniarza Iwamine Shuu. Yoshio jednak nie dawał się złamać i przy każdej okazji starał się zdemaskować jego plany. Pewnego dnia po szczególnie męczącej walce z jednym z jego popleczników Yoshio zdecydował się na drastyczne kroki. Mianowicie na konfrontację z mrocznym władca. Był to poważny błąd i nasz bohater byłby poległ gdyby nie młoda wojowniczka wysłana przez tajemniczego dobroczyńcę, który prowadził śledztwo odnośnie Shuu na swoja rękę. Dbał on o naszego młodzieńca jak o brata, choć z daleka. Od tamtego dnia młoda dziewoja zaczęła towarzyszyć Akagio i razem zwalczali zbrodnię, a któregoś dnia razem ramię w ramię stawią czoło Wallenstain'owi. Czy im się powiedzie? Nie jestem pewna. Poczekamy, zobaczymy.

wtorek, 1 grudnia 2015

Ciekawostka o nas #02

Zaczął się adwent, wszystkie sklepy mają ozdoby świąteczne, a youtuberów zaczynają pytać o albumy z kolędami. Ja natomiast mam ochotę zakopać się pod kołdrami z czajnikiem, kubkiem i Kirą. Powiadomcie mnie jak ten straszny okres się skończy.>>link<
__________________
Ludzie świecą w ciemności. Nie tylko ludzie, ale też wszelkie organizmy na świecie. Bydło, koty, ptaki i wszystko inne. Wprawdzie jest to światło, które jest niewidzialne dla ludzkiego oka, ale jak najbardziej istnieje. Prawdopodobnie jest to produkt fizycznych przemian. Najmocniej promieniuje twarz, co może wynikać z tego, że jest najbardziej opalona, ponieważ ma największy kontakt z światłem słonecznym. Czyli ma największą zawartość melaniny, która ma właściwości fluorescencyjne. Dodatkowo zależnie od godziny, światło ma różne intensywności. Zostało to sprawdzone przez chińskich naukowców w Japonii, którzy robili zdjęcia dwudziestu ochotnikom w całkowicie zaciemnionym pomieszczeniu. Okazuje się, że najbardziej intensywnie świecimy o szesnastej, a najsłabiej o dziesiątej rano. Jak to przekłada się na nasze zdrowie i samopoczucie? Zapraszam na stronę, która faktycznie ma o tym jakąś wiedzę. >>link<< Ja natomiast zostawiam was z tym ciekawym faktem. Każdy z nas jest małą gwiazdą. Teraz powiedzenie "dać komuś gwiazdę z nieba" nabiera nowych, przerażających znaczeń.


niedziela, 22 listopada 2015

Lumino City

Powoli skradają się do nas kolejne Święta, coraz zimniej na dworze i niepostrzeżenie kończy się czas na poprawę ocen. Życzę wam ciepłych kordły, smacznej herbaty i mile spędzonego czasu. >>link<<
_____________________________
Prosta historia opowiadająca wyprawę młodej dziewczyny, której dziadek został porwany. Łatwy mechanizm, dosyć krótka (około 4-5 godzin jeśli się pogubisz) i przyjemna estetycznie, choć w nie moim stylu. Jest to gra bardzo przyjemna i nastrojowa. Jej muzyka niezwykle pomaga wczuć się w treść. Jest lekka, spokojna i podkreślająca przeróżne sytuacje. Zagadki są dosyć proste, choć gra w różnych momentach jest wymagająca i zakłada, że gracz nie posiada określonej wiedzy co skutkuje w bieganiu po planszy w tą i we w tą. Kiedy przegapisz coś na początku może się to okazać nieprzyjemne w skutkach. Bo przez kolejne 30 minut będziesz musiał wracać się na sam początek planszy po jedną kartkę, którą co prawda widziałeś, a nawet zrobiłeś jej screena, ale jej nie wziąłeś, bo wtedy nie zauważyłeś, że była taka opcja, a potem okazało się, że była potrzebna! Nie, żeby mi się to przytrafiło. Ekhm. Gra w pewnych momentach potrafi nudzić, ale jest w pewnej mierze odstresowująca. Stara się dostarczyć ciekawych postaci i sytuacji, a czasem nawet jej to wychodzi. Osobiście uważam, że zakończenie było niepotrzebnie przekombinowane, ale da się na to spojrzeć z przymrużeniem oka. Gra próbuje wiele dziwnych połączeń, co skutkuje tym, że nie zawsze są trafionym pomysłem, ale naprawdę czuć, że tworzona była z sercem. Po całej grze pozostawiane są różne niepotrzebne kartki, które są częścią zagadek, ale głównie głosem autorów. Tu fragment opowiadania, tam przepis na dżem, a gdzie indziej książka o maszynach elektrycznych. Wprawiało to w gracza w przekonanie, że postaci na które natrafiamy naprawdę mają duszę, zainteresowania, czy uczucia. Jako miłośnik małych sekretów i szczegółów uważam to za wielki plus. Sama gra dostanie ode mnie 7/10 za niekoniecznie udane eksperymenty i styl graficzny, który ciągle mi przeszkadzał z tyłu głowy, ale polecam. Aby zobaczyć i poczuć się jakbyś był mile widziany w starym domu.

środa, 11 listopada 2015

Takoyaki

Hej, ho. Niedługo półrocze szkolne, oraz kolejne święta. Czas nadal nie chce się zatrzymać. To dobrze. Życzę pozytywnego wieczoru lub dnia. >>link<<
_____________________________________
Japońskie danie, często poza Japonią błędnie uważane za słodycz. Są to jednak zapiekane kawałki ośmiornicy w formie kulek. Zależnie od tego co jest zapieczone zmienia się przedrostek nazwy. Tak np. ebiyaki to zapieczone krewetki. Aby przygotować takie danie potrzebna jest specjalna patelnia do takoyaków. Sam posiłek nie składa się wyłącznie z kulek. Zazwyczaj posypane są świerzym szczypiorkiem z cebulki dymki i płatkami suszonego łososia (który jest interesujący gdyż faluje pod wpływem gorąca), oraz polane japońskim majonezem i sosem sojowym.
Nie jestem fanką owoców morza, dla tego nie wyobrażacie sobie mojego zdziwienia, gdy skosztowałam tego dania i faktycznie miałam ochotę na więcej. Chrupkie na zewnątrz, miękkie w środku i odizolowane warstwą sosów i dodatków, które uzupełniały dla mnie idealnie smak samych kuleczek. Niezwykle gorące co zawsze jest dla mnie plusem, zwłaszcza w skrajnych przypadkach gorąca i zimna. Zdecydowanie polecam i w nie małym szoku stwierdzam, że kiedy tylko znów trafię do stolicy w celu turystycznym, postaram się na nie załapać. :)
Na poniższym zdjęciu widnieje droga fundatorka owego specjału, oraz powabna wybranka serca mego brata w wspaniałej koszulce z Muminków. Przed nią zaś temat dzisiejszego sprawozdania.


niedziela, 8 listopada 2015

Ciekawostka o nas #01

Za często mam losowe fakty, którymi chcę się podzielić. Stąd i ten segment. Niby napisałam #01, ale znając mnie nawet pięciu pewnie nie będzie. No nic trzymajcie się i nie puszczajcie. >>link<<
____________________
Przez "nas" mam na myśli ludzi oczywiście. Pisać zaś będę o tym co w naszej kulturze nazywa się "żołądkiem deserowym". Znacie to uczucie kiedy przyjeżdżacie do babci na święta, wciśnięto w was już wszystko co mogliście i jeszcze więcej, ale w tym momencie do pokoju wchodzi mama z makowcem i nagle okazuje się, że cudownie znaleźliście trochę specjalnego miejsca na ten słodycz. Pewien Japończyk stwierdził, że może to sprawdzić. Jego imię to Shigeki Koyama i szczegóły tego doświadczenia znajdziecie >>tutaj<<
Teraz czas na trochę biologii. Uczucie sytości polega na tym, że nasz mózg wysyła sygnał, który mówi o tym, że wszystkie potrzebne składniki odżywcze zostały dostarczone. Kiedy jednak widzimy jakiś wspaniały deser nasz mózg wysyła sygnały podekscytowania i radości. Wtedy, jeszcze zanim skosztujecie tego specjału wasz żołądek robi na niego miejsce. Jak bardzo jest to niesamowite? Dodatkowo interesujące jest to, ponieważ w momencie spożywania jakiegokolwiek posiłku twój żołądek się poszerza. Gdy widzisz deser dodaje kolejną przestrzeń. Woo...

sobota, 31 października 2015

Life is Strange

Nadszedł dzień chwały. Nie mówię o Halloween. Bynajmniej. Mówię o tym, że posortowałam moje odczucia związane z tą grą. Ktoś powinien mi dać puchar. Muzyka na dziś >>link<<
____________________________
Jestem zmieszana. Bardzo, ale to bardzo zmieszana. Właśnie skończyłam ostatni epizod i chciałabym powiedzieć coś pewnego i o mocnym stanowisku np. "To było okropne!", albo "Uwielbiam!" Niestety nie mogę tego zrobić. Naturalnie skupiać się będę na wrażeniach końcówki jako że przeszłam ją niedawno i również dlatego, że jest podsumowaniem całej serii. Przechodząc do sedna  Life is Strange opowiada o świeżo upieczonej studentce imieniem Max Caulfield, która po paru latach wraca do swojego rodzinnego miasteczka, aby podjąć się nauki na uniwersytecie Blackwell. Nagle jej zwyczajne życie zostaje zakłócone, gdy widzi jak dziewczyna zostaje postrzelona, a potem Max cofa się w czasie i ją ratuje. Jest to gra przeznaczona dla dziwnego przedziału wiekowego. Z jednej strony stara się być dla młodzieży używając przekleństw, ale w sumie nie za bardzo. Mówi o narkotykach i gwałtach, a więc może ma być dla dorosłych? Według mnie próbowali trafić do za dużej widowni co skutkuje tym, że nie jest do końca dla nikogo. Grafika potrafi być równie plastikowa co ładna, a czasem nawet zapierająca dech w piersiach. Muzyka jest bardzo przyjemna, nazwałabym ją dzisiejszym Radiohead'em. Jest bardzo chill'outowa. Bardzo przypadła mi do gustu. Ruch był płynny zdarzały się animacje które bolały, ale nie jestem w stanie powiedzieć, czy to wina gry i mojego komputera, więc tą część pominę. Przejdźmy do postaci. Ze szczerym przekonaniem lubiłam tylko pięć. Wliczając w to wszystkie postaci poboczne. Nadmienię również, że nie należy do nich Max. Nie jest nadzwyczajnie okropna, ale potrafi naprawdę zirytować człowieka. Sama fabuła? Zakończenie było dla mnie rozczarowujące, ale w tym motywie gry innych wyborów się nie spodziewałam. Jest to zirytowanie zrozumiałe, ale nadal nie dające spokoju. Ah, ale o co mi chodzi z wyborami? Cóż cała gra polega na tym, że twoje wybory przyniosą konsekwencje w późniejszych etapach gry. Jak się z tego wywiązali? Powiedziałabym, że lepiej niż myślałam, a to zawsze coś. Wielkim czynnikiem opowiadającym się pozytywnie w całej serii jest ostatni epizod. Pomijając zakończenie bawiłam się każdym jednym jego momentem. Chłonęłam z ochotą to co nadchodziło i byłam oniemiała. Co chwilę zadawałam sobie pytanie: "Do czego się jeszcze posuną?", a ich odpowiedź mnie satysfakcjonowała. Gdybym miała ocenić całą grę dostałaby ode mnie 7/10, gdyby ostatni epizod bez zakończenia 9/10. Nie żałuję czasu nad nią spędzonego. Sprawiała, że miałam ochotę tworzyć, być kreatywna i "chwytać dzień", czyli coś co robię zazwyczaj w stopniu nadzwyczaj ograniczonym. Żałuję, że niektóre schematy muszą pozostać schematami. Polecam.


czwartek, 29 października 2015

Little Inferno

Wiem, że nie ta recka powinna ujrzeć światło dzienne jako pierwsza, ale potrzebuję trochę czasu zanim poukładam sobie moje wrażenia po Life is Strange. Tymczasem nie tak powoli podkrada się Święto Zmarłych. Życzę wam owocnego czasu zadumy i powagi. Tymczasem melodia na dziś >>link<<
______________________________
Coraz zimniej za oknem. Kto wie czy jutro czy pojutrze nie zacznie padać śnieg? Najlepszym sposobem na ogrzanie się jest kominek Little Inferno! Idealny dla dzieci i dorosłych. Usiądź więc przed swoim nowym Inferno i spal swoje zabawki, czy niewygodne wspomnienia przy okazji świetnie się bawiąc i ogrzewając! Jednak zanim pobiegniecie opróżnić swoje portfele posłuchajcie reszty technicznej recenzji. Gra ta została stworzona przez twórców World of Goo i jest zadziwiająco prosta, biorąc pod uwagę OCD flags (nawiązanie do WOG). Gra sama w sobie polega na spalaniu wielu różnych rzeczy i znajdywaniu kombinacji będących żartami słownymi. No i co jakiś czas dostajemy listy! Od sąsiadki, wynalazcy kominka czy od pogodyna. Moglibyście pomysleć: "Aha! Czyli to zwykła niekończąca się gra, polegająca na znajdywaniu kombinacji. Nie jestem zainteresowany." Nie martwcie się. Ta gra jako ma początek tako ma i koniec. Fabularny i ciekawy. Wspominając jednak o tym studio muszę ostrzec, że jeżeli nie lubisz wizualnego stylu takich dzieł jak np. "Gnijąca panna młoda.", czy "Miasteczko Halloween." to prawdopodobnie ich dzieła również nie przypadną ci do gustu. Do mojego natomiast krzyczą: Bierz mnie! Muzyka jest bardzo odpowiednia i pomimo długiego czasu gry nie znalazłam jej irytującej jakbym się spodziewała. W tego typu gry nie ma miejsca na skomplikowane i zapierające w dech piersiach efekty, ale tam gdzie ich używali, robili to dobrze. Potrafiłam nie robić nic sensownego w grze i tylko wpatrywać się w animację ognia przez porządne 10 minut. No i również dlatego, że czekałam na paczki z surowcami do spalenia. Tak czy inaczej gra zasługuje na mocne 9/10. Uważam moje cztery godziny gry za dobrze wykorzystane i każdemu polecam spróbować.

poniedziałek, 28 września 2015

Serial Experimental Lain

Jej! Pierwsza od dłuuższego czasu recenzja anime. Pierwszy miesiąc szkoły minął dla was bezboleśnie? Oby, bo będzie tylko gorzej. Czas chorób powoli mija, a nadchodzi błogosławiony czas herbaty. Oby wam szkoła, a już za parę dni i uniwersytety szły dobrze. Pozdro.>>link<<
Tu dodatkowo możecie obczajić muzykę z Lain. Warto. >>link<<
_______________________________
Po polsku "Wirtualna Lain". Czemu ma tytuł Polski? Ano bo była puszczana swego czasu (1998) na Canal+ Dla wielu była początkiem światka anime. Opowiada o czternastoletniej dziewczynce, która jest odosobniona w klasie i ciężko jest jej zawrzeć przyjaźń. Tylko czy aby na pewno? Czym jest Lain? Nie wiem. Nie wiem nawet czym nie jest. Może opowieścią o samotności, albo o trudnych wyborach, o umyśle ludzkim, bądź o bogu. Może tym wszystkim. Może żadnym z powyższych. Jest jednak jedna rzecz którą wiem. Warto. Drastyczne, podłe, cudowne anime. Każące ci myśleć, co w obecnych czasach zdarza się coraz rzadziej. Wymuszające odpowiedzi, których nie ma. Wiedzie ono w sobie mnóstwo symbolizmu. Mnóstwo tragedii i szaleństwa, oraz bólu. Jest naprawdę wiele słów którymi mogłabym je opisać, ale żadne z nich nie wydaje się odpowiednie. Gdybym jednak musiała wybrać jedno to byłoby nim "misie". O co mi chodzi? Cóż tak naprawdę polecam się dowiedzieć przez oglądanie. Przechodząc zaś do suchych faktów. Muzyka świetna. Naprawdę świetna. Znałam na pamięć opening zanim oglądnęłam anime, a to coś znaczy. Grafika nie zawsze jest idealna. Za wspaniałym kątem podąża odrażający. Można by wręcz grać w loterię. Ruchy są w porządku. Lekko ponad normę, bo niektórym scenom nie jestem w stanie odmówić bycia arcydziełem. Przyznam, że długo zwlekałam z zobaczeniem tego anime. Wysokie recenzję z mojego otoczenia skutecznie mnie zniechęcały. Teraz jednak żałuję, że zapoznałam się z tym tytułem tak późno. Choć po obejrzeniu go dużo czasu zajęło mi pytanie samej siebie co tak właściwie się stało. Oceną dla niego będzie zaś 10/10 za pozwolenie mi zobaczyć.


poniedziałek, 21 września 2015

Shabu Shabu

>>link<< Oto link do strony restauracji w Warszawie.
>>link<< Filmik w temacie. Podgląd jak wygląda to w Japonii.
>>link<< Melodia na dziś. :)
_________________________
Jest to niezwykle interesujące danie pod względem podania. Przychodząc do restauracji mamy możliwość samodzielnego przygotowania posiłku. Oczywiście w niektórych miejscach można poprosić o pomoc czy wręcz zjeść je nie biorąc udziału w wykonywaniu go, ale według mnie mija się to z celem. Szczegółowiej polega ono na tym, że w stole zamontowany jest mały garnek z ogrzewaniem, które sami sterujemy za pomocą panelu wbudowanego w stół. My wybieramy bulion, oraz składniki, po czym samemu je gotujemy. Składa się to wręcz z ceremonii. Różne składniki mają różny czas gotowania. Tylko ty sprawujesz nad nimi pieczę. Każdy zestaw ma jakiś rodzaj makaronu, a więc składając składnik do składnika powstaje nam zupa. Dostępne są wersje mięsne i rybne. Także wegetarianie nie muszą się martwić.
Ja wybrałam wersję mięsną z grzybowym bulionem. Muszę wam powiedzieć, że bulion był świetny, natomiast całościowo ciężko jest mi obiektywnie ocenić. Na mnie i brata przypadało jedno sitko. On natomiast wybrał zestaw rybny co sprawiło, że smak ryby przesiąkł do mojego dania sprawiając, że jego smak był dla mnie niepowtarzalnie gorszy. Mimo, że w dużej mierze zniszczyło to moje doznanie (upewnijcie się, że nie popełnicie naszego błędu i poproście o drugie sitko) to całą wyprawę oceniam bardzo pozytywnie. Klimat miejsca był przyjemny, a obsługa miła, mimo małego nieporozumienia. Warto też wybrać się dla samego wrażenia i możliwości powiedzenia, że się było. Na takie wyprawy najlepiej decydować się w grupie. W Polsce taką przyjemność można na razie doświadczyć tylko w Warszawie, ale kto wie. Dziś Warszawa, jutro cały świat?


sobota, 19 września 2015

Targi śniadaniowe

Zdecydowałam, że jeśli mam mówić o jedzeniu powinnam poświęcić chwilę temu gdzie je jadłam. Jako, że było to niezwykle ciekawe miejsce, targi śniadaniowe! Co to jest zapytacie? Cóż zwykły targ, tylko z jedzeniem. Małe budki, każda od innej restauracji czy firmy, a w prawie każdej inne nieprawdopodobnym jedzeniem. Przez nieprawdopodobne mam na myśli takie, których nie dostaniesz w pierwszej lepszej knajpce. Jedzenie hiszpańskie, japońskie, wysokiej jakości wegańskie, czy po prostu dobry, zdrowy i świeży chleb. Odbywają się one zazwyczaj co tydzień i często mają konkretnie ustalony motyw taki jak np. jedzenie z Stanów Zjednoczonych. Sama nazwa nie jest jeszcze bardzo powszechna, ale stopniowo w coraz wiekszej ilości miejsc w Polsce staje się popularne. Ja byłam w Warszawie, ale są one również w Krakowie, Lublinie, Katowicach i wielu innych. Prawda jest taka, że ceny są proporcjonalnie wysokie co do jakości i rzadkości produktów, co oznacza, że możesz planować kupić tylko jeden naleśnik i skończysz bez pieniędzy w portfelu. No bo tu taki ładny chleb, tu fajne lody, a przecież ciepło. Większość zaś usług... Uf. Bardzo dobrym przykładem takich sytuacji jest dobrze przemyślany żart o pewnym Warszawiaku do którego link znajdziecie tutaj.  >>link< Polecam przeczytać. Bo i dostarcza rozrywki, ale też rozeznania w temacie. :)
Podsumowując targi śniadaniowe gorąco polecam, ale zostawcie swoje karty płatnicze i część gotówki w domu, bo nie wyjdziecie z tego żywi. Fajna atmosfera, ciekawe przeżycie, dobre wspomnienia.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Okosan

Za górami za lasami w post nuklearnej przyszłości żyć będzie Oko San. Młody i silny jegomość o wielkich ambicjach. Pochodził on będzie z wielce zamożnej rodziny, której willa będzie podziwiana przez wszystkich w kraju.  Sam młodzieniec będzie się wykazywał niezwykłym talentem w lekkoatletyce. Nikt nie będzie w stanie pokonać go w biegu czy to na krótki czy długi dystans. Mimo tak wielkich zasług będzie on wielce egocentrycznym acz skromnym chłopakiem o wielkim marzeniu. Tym marzeniem zaś będzie odnalezienie tego czegoś! Czym to jest? Sam chłopiec nie wiedział dokładnie choć określał to prostym słowem "Pudding!" Wierzcie mi na słowo, ale zanim uda mu się odnaleźć owy skarb minie wiele lat i napotka on wiele niebezpieczeństw. Zanim jednak jakikolwiek bohater stanie u kresu swej wędrówki, musi on wyruszyć na przygodę. Nasz młody San mimo,  że nadgorliwy, pozytywny i pełen entuzjazmu chłopak nigdy na taką podróż nie był gotowy. Wierzył w swoje siły, ale nigdy tak naprawdę nie spotkał nikogo z kim mógłby się zmierzyć. Aż do czasu gdy w szkole spotkał młode dziewczę, które żyjąc samotnie zyskało krzepy niedźwiedzia. Podczas jednego z treningów lekkoatletyki, której San był kapitanem, dziewczyna podeszła zainteresowana dołączeniem do zespołu. Młody atleta by wypróbować chęci kandydata wyzwał ją na pojedynek, który z łatwością wygrał. Ona jednak nie zrażona tym faktem poprosiła o rewanż. Wtedy Okosan również z nią wygrał i znowu. Raz za razem dziewczę przegrywało lecz nie poddawało się. Młodzieniec użeczony jej wytrwałością pozwolił jej dołączyć do drużyny. Od tamtego czasu stali się nierozłączni. Chłopiec zwierzył się jej nawet ze swego marzenia. Razem stwierdzili, że chcą odnaleźć to coś wspólnie. Wyruszyli więc pod osłoną nocy, gdy księżyc świecił najjaśniej na niebie. Reszta histori to legenda. Podobno jednak udało im się znaleźć skarb, którego szukali. Co to było zapytacie? Cóż to już inna historia. Powiem tylko, że odmieniło to ich życia na zawsze.

piątek, 31 lipca 2015

Catherine

Już połowa wakacji za nami. Trzeba już myśleć o podręcznikach i zeszytach choć w ogóle nie czuję się gotowa na powrót do szkoły. Pewnie po prostu za bardzo się martwię. Korzystajcie z wakacji póki macie. Wy studenci wypchajcie się dodatkowym miesiącem. Peace. >>link<<
________________________
Oh, men. To zdecydowanie była ciekawa gra. Dzieli się ona na dwie części. Część w której rozwiązujesz zagadki puzzlowe, oraz część w której rozmawiasz z ludźmi i dokonujesz wyborów. Historia opowiada o Vincencie. Młodym człowieku, który zaczyna mieć koszmary, a jego życie miłosne staje się skomplikowane. Brzmi nudno, a może dla dziewczyn? Nie dajcie się zmylić. Jest to gra, która nadaje się naprawdę dla każdego. Chyba, że nie jesteś w stanie znieść myśli, że ludzie mogliby przez ciebie zginąć. W takim razie nie polecam, ponieważ gra jest mocna. Trzyma w napięciu, oraz kwestionuje nasze wybory, oraz pragnienia życiowe. Graficznie nie mam się do czego przyczepić. Trzeba natomiast być gotowym na dawkę animacji w stylu japońskim. Muzyka jest prosta, ale bardzo przyjemna. Nie da się jej określić jednym gatunkiem jaki bym znała. Część utworów podchodzi pod Samurai Champloo, albo Cowboy Bebopa, ale można uświadczyć też przeróbek marszu pogrzebowego. Może wydawać się zbyt odmienna, ale trzyma się głównego przewodu i każda melodia ma w sobie coś co wiąże ją z całością. Dodatkowo mile widziana w tym przypadku jest zabawa z symbolizmem. Nie jestem fanką tego typu zagrań. W tej grze jest jednak ona tak jawna i tak wredna, że nie ma rady jak tylko się uśmiechnąć. Naprawdę ciężko mi w słowach opisać jak dobra jest ta gra! Historia naprawdę jest porywająca, całość bardzo klimatyczna, muzyka czasem każe ci się zatrzymać, elementy horroru naprawdę przyśpieszają krew w żyłach, a wybory cały czas zmuszają cię do kwestionowania samego siebie. Czytam tą recenzję po raz kolejny, próbując nadać jej odpowiedni wydźwięk i przekazać wam jak dobra jest ta gra, ale nie jestem w stanie. Powiem wam jednak, że warto przejść ją samemu. Generalnie nie jestem przeciwnikiem gameplay'ów. Co więcej, całkiem prawdopodobnym jest, że oglądałam więcej gier niż przeszłam, czy widziałam menu gry, którą dopiero zaczęłam. Ta gra jednak naprawdę bazuję na twoich wyborach. Co więcej! Nie wystarczy tylko znaleźć kogoś z kim się zgadzasz, bo liczy się także każda twoja czynność. Myślisz sobie co za różnica i tak pewnie są tylko dwie możliwości, no bo przecież są dwie panny. Nic bardziej mylnego. Wszystkich zakończeń jest osiem. Często tylko dwie czy trzy rzeczy decydują pomiędzy nimi. Dlatego powtarzam nawet jeśli nie posiadasz playstation. Ja też nie mam! Żeby zagrać w tą grę omijałam ją przez rok w internecie, a ostatecznie pożyczyłam sprzęt od sąsiada. Wiem, że może się to wydawać pustymi słowami. Nie każdy może sobie pozwolić na takie luksusy. Uważam jednak, że nie warto oglądać tej gry, ponieważ ona wiele na tym traci. Nie jesteśmy w stanie bać się śmierci, oraz przeżywać złego przesunięcia kostki gdy jesteśmy tylko widzami. Katherina polega na daniu nam wyboru. To my kierujemy życiem Vinca. To od nas zależy całe jego życie. To jest piękne w tej grze. Świadomość, że mamy wpływ. Nie jest to kolejna gra rpg w której musimy podążać wybraną historią. To my częściowo ją piszemy. Ta gra dostaje ode mnie 10/10, ponieważ faktycznie na to zasługuje(plus jestem imienniczą, więc się poczuwam).

środa, 29 lipca 2015

Skullgirls

Wakacje! Nie mam czasu pisać, za dużo się dzieję. Ostatnio podczytuję sobie o świętach i festiwalach japońskich, oraz ich kalendarzu. Polecam, ciekawa lektura. >>link<<
_____________________
Nie jestem miłośniczką bijatyk. Grałam w Mortal Kombat i Streetfighterów, ale nigdy nie czerpałam z tego radości. Wszystko zmieniło się, gdy w dosyć dziwnych okolicznościach natrafiłam na tą grę. Pierwsze co zwróciło moją uwagę była grafika i muzyka. Są one o tyle odmienne, że są ładne. Nie obrażam pod tym względem innych gier. Mają one swój hmm, "urok"? Skullgirls jednak jest doprawdy śliczny, a i przy tym dopracowany. Kolory są bardzo dobrze stonowane, a postaci urocze, choć mordercze. Wszystko ma w sobie odrobinę niewinności, która zadziwiająco dobrze pasuje. Dopiero w tym roku dane było mi faktycznie w nią zagrać i muszę powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Zawsze grając w tego typu gry nie miałam żadnej techniki wciskałam nieokreślone przyciski lub kuliłam się na boku i uciekałam, dopóki nie ginęłam. Ta gra sprawiła, że naprawdę myślę o tym co robię. Dlaczego? Bo jest niewyobrażalnie skomplikowana. Nie myślcie jednak, że chce was tym odstraszyć. Jest wręcz przeciwnie! System mimo, że dość trudny pozwala na wiele frajdy. Ataki są śliczne, specjale spójne, a czasem intrygujące. Rozgrywka dzięki dużej różnorodności zdecydowanie nie nudzi. Mogłabym rozpisywać się teraz o różnicy między wysokim, średnim i niskim uderzeniu, albo o ciosach pozorowanych, ale byłoby to zbyt długie. Jeśli zechcecie zagrać to Mrs. Victoria wszystko wam wytłumaczy. Jeśli jednak niektórzy z was obawiają się, że gra polega tylko na obijaniu twarzy, to się nie martwię. Każdy z (w tej chwili) 14 postaci ma oryginalną historię. Bez szczegółów powiem tylko, że są one tak wzruszające jak i zarówno humorystyczne. Dla tych którzy dodatkowo martwią się, że będą biegać przez całą grę jako jakaś laska w obcisłym stroju (zakładam, że są tacy) - spokojnie są dwie postacie męskie i jeden alien. Na koniec powiem tylko jeszcze, że szczegóły niektórych postaci, czy jej ataków są cudowne. Jedną z najlepszych postaci jest Eliza na której animacje mogłabym patrzeć cały dzień. Ocena tym razem wyjątkowo wysoka 10/10.

wtorek, 7 lipca 2015

Limbo

Wakacje wywiozły mnie z miejsca mojego zamieszka w związku z czym nie mam jak pisać. Postaram się jakoś utrzymać poziom po Ryu- conie. Ktoś się wybiera? Póki co leżcie i się chłodzcie słuchając wakacyjnej muzy. >>link<<

_______________________________
Główny bohater naszej gry nigdy nie wypowiedział ani jednego zdania, tak samo jak i reszta postaci. Nie można jednak powiedzieć, że nie zawiera żadnej fabuły. Wiele spekulacji krąży po sieci, wiele sugeruje również tytuł:
(Otchłańlimbuslimbo (póżnołać, limbus) – stan osób, które umarły przed Zmartwychwstaniem Chrystusa albo też w nowszych czasach, bez chrztu, ale nie popełniły osobistych grzechów.).
Gra jest bardzo przyjemna. Całość stara się być mroczna i tajemnicza. Natomiast jak to wychodzi w praktyce? Pół na pół. Plansze zrobione dosyć zmyślnie, tło ma w sobie smaczek, a potwory bywają przerażające. Trzeba jednak powiedzieć, że zagadki i groteskowość uzyskiwane są czasem. Często dobre zgranie to wszystko czego potrzebujemy, ale trzeba pamiętać, że pośpiech to również nie jest nasz przyjaciel. Zagadki mimo, że czasem lekko denerwujące nie wymagają zbyt wiele wysiłku. Nie jest to Braid*. Muzyka dosyć monotonna, choć klimatyczna. Nie przeszkadza, nie denerwuję, ale czasem nudzi. Mi osobiście gra zaszła za skórę ze względu na problemy techniczne (wyłączanie komputera co 20 minut nie sprzyja grze bez save'ów). Dodatkowo ma moich największych wrogów... 
...pająki. Taa.. Ich to jednak nie da się pozbyć. Pójdą za tobą na koniec świata. Co sprowadza nas do kolejnego punktu. Niektóre momenty gry były naprawdę obrzydliwe. Jestem osobą, która nie lubi bez sensu wylewającej się krwi (oprócz Django), flaków, defekaliów i rozgniatania owadów. Nie miałam nic przeciwko brutalnym scenom śmierci, ale niektóre sceny z pająkami były ledwie znośne i nie obyły się mojemu skrzywieniu. Historia nie jest opowiedziana wprost. Skuszę się nawet na to by powiedzieć, że w ogóle nie była opowiedziana. Zostaliśmy wrzuceni w środek bez żadnych wyjaśnień i byliśmy zmuszeniu płynąć z nurtem. W tym przypadku uważam to za niewątpliwą zaletę. Charakter gry byłby mocno zaburzony gdybyśmy mieli narratora, oraz pozbawiłby nas otoczki niewiedzy, skołowania, a co za tym idzie niepewności. Co jeszcze jest w tym świecie? Kto jest moim sprzymierzeńcem, a kto wrogiem? Gdy tych elementów braknie gra ta staje się po prostu nudna. To dzieło jest warte zobaczenia, choć sama nie mam zamiaru do niego wracać. Jestem typem osoby, która lubi myśleć, a nie tylko uciekać. Mimo, że ocenę dostanie niską, bo 4/10, to nadal polecam.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Go! Go! Nippon! ~My First Trip to Japan~

Witam. Planuję zrobić segment z recenzjami w języku angielskim. Co o tym myślicie? Ostatnie poprawki i koniec roku szkolnego. Powodzenia! Trochę dobrego kaźrodzctwa, żeby was odstraszyć od kompa. >>link<<

____________________
Jestem wielką fanką Japonii i dowiadywanie się o niej różnych ciekawostek jest miłe od czasu do czasu. Ta gra służy właśnie turystycznemu oprowadzeniu gracza po wybranych zakątkach Japoni. Oczywiście nie znaczy to, że nie posiada żadnej fabuły. Historia mówi o tym, że jako "męski" pasjonata Japonii skontaktowałeś się z dwoma mieszkańcami kraju wiśni i po dłuższym czasie udało ci się zorganizować wycieczkę do twojego wymarzonego państwa. Na miejscu okazuje się, że ci mieszkańcy to dziewczyny, siostry. Słodka Makoto i uparta Akira u których zostaniesz na tydzień. Nie trudno się domyślić, że zamieszany w to będzie romans. Jest on jednak na tyle ciekawy, że podstawowym celem gry jest oprowadzenie cie po zakątkach Tokio. Romans choć zdaje się być na boku wcale taki nie jest, powiedziałabym raczej, że jest równoważny, tylko informacji jest więcej, a miłostek stosunkowo mniej. Wydaję się więc jakby romans był mniej ważny, ale wcale taki nie jest. Jest o tyle ciekawy, że nie opiera się jedynie na wyglądzie dziewcząt. Opowiada on o ich problemach z niską samooceną, czy pytaniem kim jestem? Wydaje się to tak oderwane, ale jednocześnie pasujące, że jest naprawdę przyjemnie. Dodatkowo po przejściu gry (sens jest ją przejść dwa razy, dla obu zakończeń, oraz aby odwiedzić wszystkie lokacje) informacje, które podczas niej zdobyłeś są zapisane w formie małego dziennika do którego zawsze możesz wrócić. Grę polecam, choć po tych dwóch razach pewnie włączę ją dwa czy trzy razu dla informacji, a nie samego gameplayu. Muzyka niestety nie zachwyca, ale grafika przyjemna. Miło było ją przejść. Dostaje ocenkę 7/10.

środa, 10 czerwca 2015

I Saw Her Standing There...

Mamy już czerwiec, czyż nie? Walczymy o oceny. Czasu nie ma, ale nauka, albo filmy, albo gry. Ostatnio mam fazę na dobre stare filmy jak "Mechaniczna Pomarańcza" czy "American Psycho", więc może kolejna notka będzie tego dotyczyć. Tym czasem : >>link<<

______________________________
Historia mężczyzny zakochanego z kobiecie, która uległa zamianie w zombie. Jest to dosyć krótka, ocieplająca serce gra. Jest łatwa, w stylu przejdź gdzieś i nie daj się dotknąć. Nie ma żadnej zapierającej dech w piersiach grafiki, ale to również plus. Jest bardzo prosta i tym razem prostota to klucz. Przejrzysto łatwe zasady i skąpa grafika pozwala ci się skupić na prawdziwym sednie gry czyli opowieści. Osobiście uważam, że takie gry być powinny. Na koniec powiem tylko, że zakończenie jest o tyle piękne co tragiczne i można przez to rozumieć dosłownie wszystko. Wyszedł sequel do tej gry, który miałam przyjemność rónież przejść. Osobiście nie był mi potrzebny, ale mimo wszystko jest satysfaksjonujący. Polecam obie części. Gra jest całkowicie darmowa, dostępna choćby na Kongregate, więc...

sobota, 30 maja 2015

Najlepsze postacie Harrego Pottera.

Krótka lista na koniec miesiąca. Byłam w nastroju na Potera, a więc proszę. Moja mała lista. Miłego weekendu ludzie. :D >>link<<

___________________________________
Harry Potter. Kochamy czy nienawidzimy? Nieistotne. Mam zamiar wybrać naprawdę dobre postaci książek i filmów. Niestety będą to dwie oddzielne kategorie ze względu, no cóż. Jakości.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Postącią, które jest świetna zarówno w książkach jak i filmach jest Lupin. Jego styl bycia, charakter, problemy. Ciężko się nim nie przejmować. Czarujący, elegancki, inteligenty nauczyciel, który mimo naprawdę trudnego życia rozumie, że każdy może popełniać błędy. Sam siebie za swoje potępia i wierzy w Snape'a co jest dodatkową zaletą. Tonk zyskuję tylko stojąc obok niego. To coś znaczy o postaci.



Postacią, która zasługuje na uwagę, i w filmach, i książkach jest Syriusz Black. Grany jako poszukiwacz przygód z ciemną stroną. Pisany jako dobry, rozsądny wujek z chęcią wyjścia na spacer. Osobiście wolę go jako dobrego gościa.



Świetnie zrobioną postacią w filmach według mnie jest Bellatrix. Tak, tak jest zła, ale jak dobra przy tym jest? Jest wspaniałą postacią.  Helena robi wspaniałą robotę ukazując tą maniakalną morderczynię z ciągutkami do Sami Wiecie Kogo. Jej szaleństwo osiąga najwyższą klasę. Nie mam nic więcej do powiedzenia.



Kolejną przyjemną postacią, tym razem jednak tylko książkową jest Hermiona, Nie możecie się ze mną nie zgodzić. Wiem boo hoo Emma Watson jest ładna. Uważam jednak, że książkowo wypadła zbyt dobrze by nazwać ją dobrym odzwierciedleniem postaci. Sama Hermiona początkowo jest nerdem, który okazuję się wspaniałą, mądrą i porywczą dziewczyną.



Fabularnie świetną postacią jest Albus Dubledore. To jest trol. Ni mniej ni więcej. Wredny. Irytujący. Staruszek, który mógłby zrobić i powiedzieć wiele rzeczy, ale nie bo...
..bo nie. Czarujący, przyjemny i okrutny.To lubię.



Filmowo i książkowo świetną postacią jest Minerwa. Ostra i wymagająca lecz z wielkim sercem. Stojąca za swoimi uczniami i pomagająca im osiągnąć ich marzenia. Jej walka z Umbrige pozostawia ciepły ślad na sercu. Jej pomoc Harremu by został aurorem również. Poza tym jest pełna wigoru, a nawet ma poczucie humoru.



Również książkowy Dudley jest postacią wartą uwagi. Przypominam, że nie mówię o ulubionych postaciach, a dobrych. Jego rozwój był niezwykle przyjemny. Fakt, że pod koniec rozumie swój błąd i stara się być miły dla Harrego jest poruszający. Ten akt z herbatą był naprawdę miły. Nie potrafię wybaczyć filmowi, że tak po prostu to pominął.



Ah Luna. Kochać czy nienawidzić? Odpowiedz nasuwa się sama. Jest postacią niezwykle eteryczną. Przyjemną, pozytywną i z niezłą przeszłością. Jej ojciec jest tak samo pokręcony jak ona. Dodatkowo cechuje się niezwykłą miłością do budyniu. Jak to jej nie kochać? Poza tym niezwykłą osobą jest aktorka. Zostawię to jednak to waszego własnego wglądu.



Podsumowując Potter ma parę naprawdę dobrych postaci, ale i sporo okropnych. Tak czy siak zawsze powtarzam, że jest wart polecenia.


czwartek, 21 maja 2015

Superbrothers: Sword & Sworcery

Kolejny majowy dzień i znowu pada. Lecz nie łamcie się, zawsze można popatrzeć na zachmurzone niebo w S&S. Muzyka na dziś odzwierciedla moją Potterową duszę. >>link<<

________________________________
Piękna gra oryginalnie stworzona na tablety, ale na PC również do ogarnięcia. Muzyka ma w niej swoja wartość, a czasem nawet powiedziałabym, że główną rolę. Może troszkę przesadzam, ale muzyka tworzy naprawdę wspaniały nastrój, a także motyw gry. Wszystkie walki, ataki i bloki znajdą swoje muzyczne miejsce i pomogą ci rytmem. Muzyka sama w sobie jest piękna i znajduję przyjemność w odtwarzaniu jej raz po raz. Fabuła opowiada o bohaterce, która zdobywa niezwykle potężną księgę, ale krąży nad nią pewna klątwa...
Porywająca historia, która bywa zależna od faz księżyca. Prawie jak wilkołak. Można oszukiwać, ale jaka w tym frajda? Podsumowując humor bardzo dobry, a czasem nawet czarny. Grafika jest śliczna w swojej prostocie, kolory magiczne. Muzyka świetna. Fabuła wzruszająca, a akcja porywająca. Czyli dokładnie taka jaka gra być powinna. Polecam, a oceną moją jest 10/10, gdyż odważyło się zrobić coś, czego byłam pewna, że nie zrobią. No i króliki. Wprawdzie na początku sposób gry może okazać się trochę oporny, ale bądźcie cierpliwi. Nie od razu Rzym zbudowano.

niedziela, 3 maja 2015

Broken Age

Trzeci maja. Święto. Ładny dzień. Siedzę na komputerze i ogarniam programy, żeby zacząć działanie na youtubie. Nie wiem, czy jestem sobą rozczarowana, czy po prostu czuję wyrzuty sumienia. Żeby o tym nie myśleć wrzucam muze. >>link<<
_________________
Ah, DoubleFine. Czekaliśmy, i czekaliśmy, i nareszcie akt drugi przybył. Czy go przeszłam? Tak. Czy mi się podobał? Tak. Czy mnie wkurzał? Jak najbardziej. Broken Age opowiada dwie historie. Jedną jest młody chłopak żyjący na statku kosmicznym z nadopiekuńczym komputerem matką. Drugą zaś jest młoda dziewczyna mieszkająca w miasteczku piekarzy, która ma zostać poświęcona potworowi o nazwie Mog Chothra. Cóż grafika onieśmiela. Przepiękne kolory, tła, postacie. Naprawdę nie potrafię do niczego się przyczepić pod względem wizualnym oprócz dwóch postaci, które pojawiają się dopiero w drugim akcie i nie są wybitnie istotne. Muzyka jest po prostu świetna, lekka, wpasowująca się i nie pozwalająca o sobie zapomnieć. Jest to gra w motywie Point&Click. Są zagadki, które faktycznie zajmują całkiem sporo czasu, ale większość nie wymaga wybitnego skupienia. Zdecydowaną zaletą są reakcje na przedmioty osób nie związanych z zadaniem. Niezwykle przyjemne. Same postaci mają wiele uroku. W każdej dałam radę znaleźć choć jedną rzecz, która mi się podobała. Moimi zdecydowanymi ulubieńcami byli drzewo i nóż.
Tak czy siak zdecydowanie polecam 9,5/10. Obniżona ocena za te dwie grafiki, które kuły mnie w oczy.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Melancholy of Haruhi Suzumiya

Dobry dzień, dobry czas. Założyłam fan page na fb. Na krótsze rzeczy. Nazywa się Hinori, gdyby ktoś był zainteresowany. Lecę sporo rzeczy do zrobienia. Epicka muzyka.  >>link<<
___________________
Tak! Nie! Nie wiem... Anime jest pomysłowe, szczegółowe, wciągające, naprawdę widać, że przy nim pracowali i włożyli w to wiele czasu i serca. Nienawidzę jednak jednego motywu przez który nie był w stanie oglądać serii dopóki brat nie oznajmił mi kilku teorii negujących tę sprawę, mianowicie chodzi mi o to, że... SPOILER Haruhi jest bogiem. Teoria, która mnie uratowała była dyskusją na jakiś forum. Głosiła, że Kyon jest bogiem. END Anime opowiada o zwykłym licealiście Kyonie, który siedzi w klasie przed dziwną dziewczyną, która codziennie zmienia fryzurę i napisała dziwną wiadomość do kosmitów na boisku szkolnym w gimnazjum. Kyon stara się nawiązać konwersację i zostaje porwany do udziału w klubie szukającym niezwykłych zdarzeń. Haruhi jest przy tym bezczelna, nie znosząca sprzeciwu i pełna energii. Kyon za to...
...no cóż nie jest tak entuzjastyczny. Do klubu przynależą w późniejszym czasie (nie tak długim) Mikuru czyli maskotka klubu i słodka dziewczyna z dużymi pierśmi, Yuki Nagato ,czyli mól książkowy i moja ulubiona postać, oraz Koizumi czyli aseksualne coś. A tak przy okazji są kosmitami, podróżniczymi w czasie, esperami i bogiem. Oczywiście nie każdy naraz, ale nie zdradzę kto jest kim, bo czemu nie?
Anime jest żywe, pełne zaskoczeń i pytań : "Do czego ona jeszcze się posunie?" Drugi sezon serii jest obłędny, ale to on sprawił, że anime straciło sporo widzów. Przyznaje nie zrobili tego całym drugim sezonem, tylko ośmioma odcinkami o nazwie "endless eight". Powiedzmy, że był to trochę za długi jeden odcinek. Należę jednak do jednej z tych osób, która uważa, że był genialny i zdecydowanie warty do obejrzenia. Polecam. Film skomentuje tylko czterema słowy : Idź oglądać Yuki Nagato! Oczywiście aktualnie czekam na drugi film. Ostrzegam tylko, żeby się na niego nie wybierać uprzednio nie oglądnąwszy pierwszego.
Em jak zawsze na koniec sporawy techniczne. Muzyka była dobrze dobrana do anime i podobała mi się. Grafika cóż ... Anime wyszło w 2006 roku, ma swoje wady, ale i zalety. Typowo stara kreska, która z biegiem czasu przekształca się w kreskę która jest nowa, ale wygląda jak stara. Nadaje swoisty klimacik. Podsumowując polecam. 10/10 za endless eight!



PS. Anime ma własnych wyznawców. Tak tylko mówię. Mówię bo mówię.

sobota, 11 kwietnia 2015

RPG Maker VX Ace

Święta, święta i po świętach. Jak tam? Zdrowi? Fajnie. Słońce zaczyna się budzić, egzaminy coraz bliżej, a ja jeszcze nie umiem tekstu na premierę sztuki, która ma się odbyć za tydzień. Zabiegany czas... >>link<< To obok jest pojebane, w dobrym tego słowa znaczeniu. Zapraszam do ogarnięcia innych rzeczy tego gościa.

______________
Cudowny program dzięki któremu każdy z nas może zostać twórcą gier! Słucham, że co? Niby taka gra nie może przynieść sukcesu? Wracaj grać w gry freebirdgames lamerze. Ekhm. Tak...
Program pozwala na budowanie, pisanie, przedstawianie i puszczanie muzyki czy dźwięków. Przyznaję jednak, że dla mnie nie był on tak prosty w obsłudze. Wyznaję kupno gier czy programów ponad piractwo i RPG mam na Steamie co oznacza w 100% angielski. Wielką pomocą dla każdego nowicjusza są fora i poradniki na yt. Choć przyznam, że osobiście posiłkowałam się tymi w językach obcych gdyż polskie najczęściej miały polskie wersje językowe programu. ^^'
Pytanie znajomych niekoniecznie pomoże, chyba, że będzie miał przy sobie całą gamę screenów do pomocy. Program czasem jest oporny, czasem skomplikowany, a czasem niemożliwy, ale zdecydowanie jest dobry. Przypuśćmy, że koniecznie chcesz stworzyć podłogę koloru niebieskiego, ale nigdzie nie możesz takiej znaleźć. Masz dwie opcje. Stwórz własną i ją dodaj do formuł gry lub bądź leniwy i szukaj jednego z kilkunastu DLC które taką ma i ją kup.
Tak jak piszę nie zawsze opłaca się pytać, ale czasem, a i owszem. W związku z tym jestem chętna do pomocy w razie komplikacji w waszych grach. Jeśli ktoś coś stworzył to może jakiś link? ;)
Ja sama tworzę ostatnimi czasy i chętnie również znalazłabym kogoś kto się tym bawi, aby powymieniać się radami. Mój mail jest otwarty dla każdego.
Sam program nie dostanie oceny- bo jak ocenić taki program? Podsumowaniem zaś będzie: "Polecam"!


środa, 25 marca 2015

To the Moon

Wal się FreeBirdGames. Wielokrotnie grałam w To the Moon przeżywając te historię raz po raz- zawsze płacząc. Uwielbiam. Nigdy nie sądziłam, że gra zrobiona w RPG Makerze może tak poruszyć. To the moon opowiada o partnerach (doktorzy Watts i Rosalene), którzy mają nietypową pracę. Mianowicie spełniają marzenia ludzi, którzy są na granicy śmierci. Nie mam tu na myśli naszych dobrych "wyślemy cię na wakacje", czy "pozwolimy ci przez jeden dzień być w wymarzonej pracy". Chodzi tu o zaawansowana technologię pozwalającą zmieniać wspomnienia umierającego tworząc iluzję, że osiągnął to o czym marzył. Para naszych głównych bohaterów ma sprawić, że ich nowy klient poleci na księżyc. Sprawa jednak jest skomplikowana, ponieważ on sam nie wie dlaczego.
Warto wspomnieć, że muzykę dla Free Bird Games tworzy Kan (Rivers) Gao. Jest wspaniała, nastrojowa i wbijająca ci łokieć w brzuch, kiedy usłyszysz ją po przejściu jakiekolwiek jego gry, w tym To the Moon. Grafika? Emm.. Mówiłam RPG Maker. Nie boli, nie zachwyca.
Jeśli chodzi o moduł gry, to jesteś bardziej widzem. Oczywiście zdarza ci się uciekać, unikać, czy gonić, ale nie możesz przegrać. Możesz tylko patrzeć jak historia coraz bardziej się rozwiązuję i cię do siebie przywiązuje.Ja wpadłam dla historii i postaci.  Nie da się ich nie lubić, naprawdę. Nieodpowiedzialny doctor Watts i poważna doktor Rosalene to niesamowity połączenie. Jest to gra, która polecam wszem i wobec, niezależnie kim jesteś i dostaje ode mnie 10/10.
Inną sprawą jest DLC. Jest dobre i poruszające wiele kontrowersji. Ważne jest jednak, aby nie przechodzić go od razu po przejściu tej gry. Dać sobie dzień lub dwa przerwy i wtedy zatopić się ponownie. Warto je zobaczyć.

środa, 18 marca 2015

Botanicula

Słońce! Kwiaty rosną, drzewa odżywają i ptaki śpiewają. To to czego potrzebuję. Gdyby tylko nie nauka... Tak dużo, a mało czasu do końca roku. Brak możliwości na Pyrkon, a może nawet i na inne konwenty. Tyle zmartwień o których nie wolno myśleć, ale trzeba je zwalczać udając, że nie istnieją. Ciepło doda sił. Oby i wam. Farewell. >>link<<

____________________________
Śliczna gra twórców Samorosta i Machinarium. Opowiada perypetie pięciu przyjaciół gałązki, grzybka, żołędzia, piórka i makówki, którzy przeżywają niebezpieczną przygodę chcąc przetransportować nasiono drzewa do ziemi i je zasadzić chroniąc je przed złem... Jest to platformówka w dobrym wydaniu. Trzeba pokonać szereg zadań i wrogów, żeby osiągnąć upragniony cel. Całość okraszona jest przyjemną muzyką i piękną grafiką. Spokojne usposobienie jest relaksujące, ale dzięki długim zadaniom sympatyzujemy się z postaciami i chcemy, żeby im się udało. Kiedy zaś mają kłopoty chcemy krzyczeć: "Czemu nie biegacie szybciej?!" Ja całkowicie zatraciłam się w tej spokojnej i w jakiś sposób melancholijnej grze. Nie miałabym problemu w graniu w nią po raz kolejny. Zdecydowanie polecam.


wtorek, 10 marca 2015

Bird Story

Krótko, bo krótko, ale powiedziałam co myślę. Marzec to zło, ale mniejsze niż kwiecień. Żyjcie i bawcie się, oraz tak samo jak ja czekajcie na drugą część To the Moon. >>link<<
__________________
Śliczna historia, która nie potrzebuje słów. Opowiada perypetie chłopca i małego gołębia ze złamanym skrzydłem. Gracz ma kilkukrotnie możliwość interakcji, która opiera się na przejściu tu czy tam bądź poleceniu. Poza tym jesteśmy tylko i wyłącznie widzami, a jest na co patrzeć. Niezwykle przyjemne ukazanie świata poprzez oczy dziecka. Delikatna historia z delikatną muzyką. Dodatkowo z pięknymi tłami, które chętnie zobaczyłabym u siebie jako obraz na ścianie. Przejście jej zajęło mi 80 minut, więc nie jest szczególnie długa, ale nie potrzeba nic więcej. Jako gra jest bardzo dobra, jako gra tych twórców (To the Moon) jest dobra. Polecam, nie żałuję.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Long Live the Queen

Leniwy poniedziałek chciałoby się powiedzieć. U mnie mija statecznie, jak u was? Mam nadzieję, że i tam gdzie jesteście wyszło słońce, a niebo na powrót stało się niebieskie. Ja już całą sobą czuję wiosnę, ale i tak nie obchodzę się bez szalika. Pozwól panie, aby już nie było nawrotów śniegu i zimna, ale jeśli będzie inaczej... >>link<<

___________________________________
Jest to bardzo fascynująca gra pozwalająca wykazać się w logice, intrygach, a czasem i odwagą. Jest zrobiona w motorze visual novel (będę wdzięczna za info, czy wszyscy wiedzą co mam na myśli).
Gra mówi o młodej królewnie, której spokojne życie przerywa śmierć matki. Oznacza to, że przyszła następczyni tronu musi szybko dorosnąć i stać się godną miana królowej. Na drodze do tronu czyhają jednak różne niebezpieczeństwa takie jak na przykład trucizna...
Każda tura składa się z dwóch akcji zależnych od ciebie i jednej na która niekoniecznie masz wpływ. Podczas pierwszej akcji masz możliwość wyboru pomiędzy 14 grupami umiejętności, które rozgałęziają się na jeszcze 3. Podczas pierwszej akcji możemy wybrać dwie (różne, bądź takie same) rozgałęzienia. Jednak nie zawsze odpowiednim wyborem jest wybranie nauki umiejętności na którą akurat masz ochotę, ponieważ zależnie od humoru głównej bohaterki możesz dostawać bonusy do nauki bądź minusy. Przyszła królowa może być na przykład zbyt "dzika" by uczyć się matematyki, bądź zbyt zrozpaczona by śpiewać. Na tym właśnie polega nasza druga akcja. Możemy wybrać co następczyni tronu będzie robić w swoim wolnym czasie, a zależnie od naszych wyborów jej humor się poprawi, bądź pogorszy. To na co nie mamy wpływu, to najczęściej fabuła i również czas naszych wyborów. Tur w grze jest oczywiście tyle, że nie da się wymaksować wszystkich umiejętności, a brak niektórych może być zgubny. Nie umiejętność pojęcia żartu, brak wiadomości o finansach, czy stosunkach między krajami. Tyle niebezpieczeństw tak mało czasu do koronacji.
Gra jest niewyobrażalnie pomysłowa, ilość wątków ogromna, a zabawa przednia. Jaki jest główny cel-przeżyć? Nuda. Przeżyć, ale pokazując na jak wiele cię stać! Ja sama nie odblokowałam jeszcze wszystkiego, ale jestem na swojej równomiernie powolnej drodze ku sukcesie. Polecam, ale lepiej z jakimś zapasem czasu, bo ostrzegam może być ciężko się oderwać.
Pomijając fabułę, gra ma przyjemną grafikę, oraz muzykę. Nic szczególnego, ale też nic złego. Przyjemna dla samego słuchania, ale nie zawsze i wszędzie (bo gdyby wszystko mogło być Death Notem, eeh). Oceny nie wydam, bo ciężko mi to z czymkolwiek porównać, jak już wspominałam nie jestem maniakiem gier komputerowych. Czemu więc mam czelność polecać zapytacie? Bo to, że nie gram we wszystko nie znaczy, że nie umiem rozpoznać czegoś dobrego. :)

niedziela, 15 lutego 2015

Fakty o mnie

Rzadko czytając coś lub oglądając myśli się o tym, że po drugiej stronie ekranu jest inny człowiek. Ja nie różnię się pod tym względem. Czasem nawet mnie to nie obchodzi i przewijam gadanie ludzi do konkretnej treści filmiku, czy pomijam wstępy-takie jak ten. Pomyślałam więc, a czemu by nie pokazać, że w mniejszym, bądź większym stopniu też jestem człowiekiem. Tak oto pojawiła się lista dwudziestu najróżniejszych i mało istotnych faktów na mój temat. Nie każę tego czytać. No bo po co? Życzę tylko tradycyjnie miłego wieczoru.

01 Boję się pająków.
02 Mam dziwnego świra na punkcie liczb. Konkretniej niektóre liczby niewyobrażalnie mnie drażnią, w sumie bez powodu i nie mogę ich ścierpieć. Dokładniej nie lubię trójek, ani siódemek z jakimiś dodatkami typu siedemnaście, czy dwadzieścia siedem. Jedynka jako jedynka jest zła, ale jako pięćdziesiąt jeden jest okey itd. itp.
03 Kiedy coś mnie zawstydzi to jestem chamem, przeklinam na źródło i wgl.
04 Byłam wychowywana na chłopczycę, strzelałam z łuku i biłam się na patyki. Myślałam, że herbatki dla lalek to mit, którym się straszy.
05 Do szóstej klasy podstawówki nie miałam "wyznaczonego" miejsca do spania, rozbijałam się po kanapach i np, łóżku brata kiedy był na studiach.
06 Jestem beznadziejną gospodynią. Znajomi uważają, że na specjalnie lekceważę pewne sprawy, ale ja po prostu zapominam, albo jestem przekonana, że tak ma być. Chciałabym być przykładna panią domu ;-;
07 Lubię dziwną muzykę. Pidżama Porno, Koniec Świata, OT.TO, Republika, Radiohead, Linkin Park, Mindless Self Indulgence i wiele innych.
08 Kocham śpiewać, szczegół, że nie umiem.
09 Jestem realnie uzależniona od herbaty Earl Grey Liptona. Nie mówię o: "tak, tak piłabym ją cały czas", tylko o tym, że jak jej nie mam to wybieram wszystkie oszczędności idę i kupuję.
10 Zdarza mi się oglądać/czytać hentai, yuri i yaoi.
11 Kocham kolory natury. Wszystkie, choć i z wyjątkami. Nienawidzę pomarańczowego, ale na pomarańczy wygląda dobrze.
12 Nie mam nic przeciwko Zmierzchowi, bo natrafiam na niego nie podczas bumu i od chłopaka, który wtedy mi się podobał.
13 Gram w "Magic the gathering", a wurmy są najlepsze.
14 Wychowałam się na Potterze i ciężko mnie zagiąć odnośnie zawartości filmowej i książkowej.
15 Nie lubię bezsensownie wylewającej się krwi w horrorach.
16 Lubię oglądać komedie romantyczne i prawie zawsze płaczę. Niezależnie jak bardzo są głupie.
17 Nie trawię sera żółtego.
18 Boję się kontaktów międzyludzkich.
19 Z moją najlepszą przyjaciółką znamy się już dziesięć lat.
20 Chciałabym zrobić sobie tatuaż gwiazdy na prawym ramieniu.

niedziela, 1 lutego 2015

Psychonauts

Ładny dzień nie zapowiadający 20 minusowych mrozów w następnym tygodniu, prawda? Możliwe, że będą okresy ciszy z mojej strony, ponieważ oceny przyszły i się sobą zawiodłam. Chcę przysiąść do nauki, ale kto wie jak to wyjdzie. >>link<<
__________________________________
Oto i gra. Robiona przez studio Double Fine. Na wstępnie mówię, że jeśli ktoś ma na zbyciu 5 milionów, to proszę je im dostarczyć z notką: "na drugiego psychonauts". Fani się nie obrażą, w tym ja. Historia mówi o obozie dla utalentowanych psychicznie i szkoli ich. Telekineza, pyrokineza itd. Nasz główny bohater spóźnia się na rozpoczęcie obozu, oraz jak się okazuje nie ma  na niego pozwolenia od rodziców. W związku z czym jego rodzice mają zostać powiadomieni, a on zabrany. Wspominałam, że nazywa się Rasputin Aquato, krócej Raz? Słodko. To była jedna z pierwszych gier które pokochałam za szczegóły, te małe wspaniałe detale, które zauważasz dopiero podczas okazjonalnych wycieczek po mapie. Czy to jakichś obrazek, krótki dialog, czy postać w jakimś miejscu. Pod tym względem Psycho jest niezaprzeczalnym arcydziełem. Czujesz jakby każda postać z osobna miała swoja należną duszę, historię, marzenia... Nie sposób się nie zakochać. Historia zwariowana, czasem poważna, czy stresująca (te szczury ;-;), ale też słodka, zabawna i po prostu...                             ...kochana.
Muzykę lubię, mam pełen album i zdarza mi się go ćpać. Grafika przyznam może i troszkę bywa kwadratowa, ale hej. Wyszła w 2005, ma prawo nie być idealną. Poza tym jak już wspominałam-fabuła. Psycho zmieniło moje patrzenie na gry, stałam się troszkę bardziej wymagająca i za to dziękuje. Jedna z gier, które chciałam po prostu posiadać. Oczywiście, że zagrałam w nią na 101% i odblokowałam  scenę. Nie przedłużając daję 10/10, za zmianę mojego patrzenia na różne rzeczy w tworzeniu gier. Polecam wszem i wobec.

niedziela, 18 stycznia 2015

Death Note manga, a anime.

Aloha. Długo zwlekałam z tą recenzją, bo wiedziałam, że będzie mi ciężko. Jednak dziś, właśnie dziś możecie ją ujrzeć. Jest niedziela wieczór i skutecznie udaję, że nie muszę się uczyć. Mam nadzieję, że jesteście inni niż ja i coś robicie. No nic, miłego dnia, nocy, czy kiedy to czytacie. >>link<<

__________________________
Od razu mówię, że anime zazwyczaj ma plusy muzyki i minusy treściowe. Death Note nie różni się pod tym względem. Osobiście wolę mangę, ale anime ma swój niewątpliwy urok. Cóż historia po krótce mówi o młodym licealiście Light'cie Yagami, który dostrzega notes spadający z nieba. Dziwi go to, więc idzie to sprawdzić. Okazuje się, że jest to zeszyt, dzięki któremu rzekomo można zabijać. Po wpisaniu imienia i nazwiska, po czterdziestu sekundach osoba ma umierać na zawał serca. Chłopak nie dowierza, jako syn szefa japońskiej policji nie może dopuścić do siebie tak idiotycznej myśli. Jednak notes okazuje się być prawdziwy. Niedługo zaś pokazuje się jego właściciel...
Anime wiernie trzyma się mangi, ale mnie nadal boli brak osobowościowy Ryuuka, oraz duże uproszczenie ostatnich odcinków, które prowadzi do bardziej niezrozumiałego zakończenia. Tak jak dla większości, anime kończy się dla mnie w połowie.
Pierwsza część dzieli się na walkę z L'em. Jednak kiedy on "znika" dostajemy nowych wrogów, nazywanych jego następcami i są po prostu okropni. Mello idiotyczny "gangster" uzależniony od czekolady, oraz Near dziecinny i głupi. Jedyne co chcesz to uciekać.
Jednak jest coś pięknego w anime, ta rzecz czasem zmusza się do oglądania, a nie czytania. To muzyka. Nie mówią tylko o openingach i endingach, które są nawiasem mówiąc cudowne. Cała, dosłownie cała muzyka jest wspaniała. Utrzymuje mroczno, kryminalny wydźwięk. Z naciskiem na "mroczno". I kiedy mówię, że jest wspaniała mam na myśli, że idziesz przez miasto i nagle ją słyszysz i do końca życia będziesz pamiętać tytuł : What's up people?! Oczywiście pozwalam sobie na trochę za dużo, ale mój Boże! Zobaczcie to! >>link<< Poza tym to co właśnie zobaczyliście, bo zobaczyliście, prawda? Jest dobrym przykładem na animacje, która jest dobra. Zdarzało się, że coś mi nie pasowało, ale były to krótkie momenty, o których nie warto wspominać. Podsumowując: muzyka świetna, animacja dobra, grafika przyjemna i fabuła cudo. Oczywiście ja wychwalam to arcydzieło ponad niebiosa, ale ma swoje wady. Pieprz się Near. Ekhm. Znaczy się chyba jak każdy nienawidzę zakończenia, no i Misa Amane nie porywa, nawet jeśli jej piosenka tak >>link<< (co się będę).Choć bardzo ciężko znaleźć mi coś poważnego do zarzucenia pierwszej części. Nie bez powodu Death Note to Death Note. Moja ocena? Tym razem nic nie dzielę, będę bezczelnie udawać, że druga część nie istnieje i dam temu anime 10/10! Skoro zaś dzisiaj i tak spojleruję muzyką to tutaj mój ulubiony theme >>link<<


niedziela, 11 stycznia 2015

Pogadanka o "Durarara!! x2"

Oto moje narzekania. Taki luźny zbiór faktów i pytań. Bardzo spojleruje, więc nie polecam niewtajemniczonym, bo recenzja to nie jest. Jak łatwo zauważyć odkryłam co robią strony, dlatego  mamy Spis Treści i krótką historię nazwy bloga. Życzę miłego wieczoru, a co dla poniektórych dnia. >>link<<
___________________________
Wreszcie jest! Jestem świeżo po pierwszym odcinku i nieproszenie wróciły do mnie wszystkie obawy. Pierwszy odcinek nowego sezonu przyjemnie przypomniał o pierwszym odcinku serii. Walnął nas też w twarz dużą ilością nowych postaci, co mnie naturalnie zaintrygowało, ale i zaniepokoiło. Oby nie popełnili błędu wciskania takiej ilości postaci, że każda z nich ostatecznie będzie kartonem, bo nie będzie czasu, aby się z nią zapoznać. Im więcej niewiadomych tym więcej niepewności. Jak dobrze pamiętamy Izaya w odc 25 wyraźnie powiedział, że ma zamiar się wycofać. Wydarzenia dzieją się już po jakimś czasie, więc nie wiemy, czy faktycznie się wycofał i wraca, czy mają zamiar sami siebie zanegować. Shizu się nie pojawia, chyba, że dla jednej miłej sceny z Kasuką. Już po openingu widać, że dostaniemy większą dawkę obu rodzeństw. Na pewno zostaną oni nam też o wiele przybliżeni, tak samo Shiki. Boli mnie ledwie zauważalna zmiana w wyglądzie Izayi i Ryugamine. Ciągle mam nadzieję na jakieś szczególiki pracy Namie, kto wie, kto wie... Jak widać Mikado i Anri trzymaja się razem, co cieszy. Shizuo nadal pracuje z Tomem, co też dobrze wróży. Liczę serii powodzenia, bo nie łatwo będzie je wyprowadzić na wyższy poziom. No nic, wracam do oglądania jeszcze raz pierwszej serii, tak dla przypomnienia. ;)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Ouran High School Host Club

Aloha. Styczeń. Nowy rok. Potencjalny czas na nowe możliwości. Jak co roku. :) Oby tym razem był taki naprawdę. Dziś właśnie teraz zachowam się jak bardzo typowy bloger. Skomentuj ktoś coś! Ja wiem, że większości się nie chce, ale oddźwięk na to, że zamieszczam jest, a na treść brak. Nie wiem jak się doskonalić i co poprawić ;-; Może chociaż jakieś sugestie na temat co powinnam zobaczyć, czy skomentować? Dobra koniec gwiazdorzenia. Czas na muzykę! >>link<< Uff... Od razu czuję ulgę. Jutro święto, znowu. Zabawcie się, ale nie tak jak na filmiku... Niedługo wracamy do typowej nam rutyny, więc trzeba wykorzystać czas jaki mamy (wtf)!

________________________________
Przeuroczy romansik z dużą dawką humoru. Opowiada o szkole dla wysoko urodzonych. Córki i synowie prezydentów, biznesmenów, oraz najsłynniejszych artystów i właścicieli koncernów wszelkiej maści W tej szkole jest tylko jedno stypendium dla "biednych" i przypada one naszej głównej bohaterce. Nazywa się Haruhi i niespecjalnie przejmuje się swoim wyglądem. Do tego stopnia, że gdy wchodzi do szkolnego klubu host zostaje wzięta za chłopaka. Kiedy przez przypadek tłucze wazę z epoki Ming wartą kilkanaście zer jako rekompensatę każą jej pracować jako jeden z hostów. Tak zaczyna się jej historia w świecie bogaczy, których celem jest uszczęśliwianie kobiet. Żeby było mało każdy z chłopców jest określony jako konkretny typ, aby kobietom było łatwiej wybierać miedzy nimi. Mamy: chłodnego okularnika, bliźniaków gejów, słodkie dziecko, milczącego mięśniaka i księcia. Haruhi zaś zostaje sklasyfikowana jako typ "normalny".
Brzmi jak okropna haremówka, prawda? Trzeba, więc wam wiedzieć, że szczerze ich nienawidzę, a tym bardziej głównych bohaterek tych na siłę wciskanych romansów. Jednak w tym przypadku pozory mylą. Oprócz przemiłej dawki miłości i zazdrości dostajemy realne problemy ludzi, bardzo dobrze napisanych ludzi. Dodatkową zaletą jest, że całość mówi o ludziach bogatych dzięki czemu przypominamy sobie, że każdy człowiek zasługuje na pomoc, bez względu na grubość portfela i uśmiech na twarzy. Oczywiście twórcy bawią się możliwościami bogaczy, dzięki czemu doświadczamy wszystkich trzech rodzajów komizmu (sytuacyjnego, postaciowego i słownego). No bo czymże jest natychmiastowe przearanżowanie pokoju w dżunglę dla bogacza?
No dobra, ale po raz kolejny czas na suche fakty. Lubię grafikę, jest w starym stylu i do tego jedna z ładniejszych. Muzyka jest super. Opening, ending i zawarta. Tempo wydarzeń jest cudowne. Ruch jest w miarę, lagów nie ma, no ale... Moja ostateczna ocena to 8/10. Każdej dziewczynie mówię bierz, a facetom zapierdalaj obczajać!