piątek, 31 lipca 2015

Catherine

Już połowa wakacji za nami. Trzeba już myśleć o podręcznikach i zeszytach choć w ogóle nie czuję się gotowa na powrót do szkoły. Pewnie po prostu za bardzo się martwię. Korzystajcie z wakacji póki macie. Wy studenci wypchajcie się dodatkowym miesiącem. Peace. >>link<<
________________________
Oh, men. To zdecydowanie była ciekawa gra. Dzieli się ona na dwie części. Część w której rozwiązujesz zagadki puzzlowe, oraz część w której rozmawiasz z ludźmi i dokonujesz wyborów. Historia opowiada o Vincencie. Młodym człowieku, który zaczyna mieć koszmary, a jego życie miłosne staje się skomplikowane. Brzmi nudno, a może dla dziewczyn? Nie dajcie się zmylić. Jest to gra, która nadaje się naprawdę dla każdego. Chyba, że nie jesteś w stanie znieść myśli, że ludzie mogliby przez ciebie zginąć. W takim razie nie polecam, ponieważ gra jest mocna. Trzyma w napięciu, oraz kwestionuje nasze wybory, oraz pragnienia życiowe. Graficznie nie mam się do czego przyczepić. Trzeba natomiast być gotowym na dawkę animacji w stylu japońskim. Muzyka jest prosta, ale bardzo przyjemna. Nie da się jej określić jednym gatunkiem jaki bym znała. Część utworów podchodzi pod Samurai Champloo, albo Cowboy Bebopa, ale można uświadczyć też przeróbek marszu pogrzebowego. Może wydawać się zbyt odmienna, ale trzyma się głównego przewodu i każda melodia ma w sobie coś co wiąże ją z całością. Dodatkowo mile widziana w tym przypadku jest zabawa z symbolizmem. Nie jestem fanką tego typu zagrań. W tej grze jest jednak ona tak jawna i tak wredna, że nie ma rady jak tylko się uśmiechnąć. Naprawdę ciężko mi w słowach opisać jak dobra jest ta gra! Historia naprawdę jest porywająca, całość bardzo klimatyczna, muzyka czasem każe ci się zatrzymać, elementy horroru naprawdę przyśpieszają krew w żyłach, a wybory cały czas zmuszają cię do kwestionowania samego siebie. Czytam tą recenzję po raz kolejny, próbując nadać jej odpowiedni wydźwięk i przekazać wam jak dobra jest ta gra, ale nie jestem w stanie. Powiem wam jednak, że warto przejść ją samemu. Generalnie nie jestem przeciwnikiem gameplay'ów. Co więcej, całkiem prawdopodobnym jest, że oglądałam więcej gier niż przeszłam, czy widziałam menu gry, którą dopiero zaczęłam. Ta gra jednak naprawdę bazuję na twoich wyborach. Co więcej! Nie wystarczy tylko znaleźć kogoś z kim się zgadzasz, bo liczy się także każda twoja czynność. Myślisz sobie co za różnica i tak pewnie są tylko dwie możliwości, no bo przecież są dwie panny. Nic bardziej mylnego. Wszystkich zakończeń jest osiem. Często tylko dwie czy trzy rzeczy decydują pomiędzy nimi. Dlatego powtarzam nawet jeśli nie posiadasz playstation. Ja też nie mam! Żeby zagrać w tą grę omijałam ją przez rok w internecie, a ostatecznie pożyczyłam sprzęt od sąsiada. Wiem, że może się to wydawać pustymi słowami. Nie każdy może sobie pozwolić na takie luksusy. Uważam jednak, że nie warto oglądać tej gry, ponieważ ona wiele na tym traci. Nie jesteśmy w stanie bać się śmierci, oraz przeżywać złego przesunięcia kostki gdy jesteśmy tylko widzami. Katherina polega na daniu nam wyboru. To my kierujemy życiem Vinca. To od nas zależy całe jego życie. To jest piękne w tej grze. Świadomość, że mamy wpływ. Nie jest to kolejna gra rpg w której musimy podążać wybraną historią. To my częściowo ją piszemy. Ta gra dostaje ode mnie 10/10, ponieważ faktycznie na to zasługuje(plus jestem imienniczą, więc się poczuwam).

środa, 29 lipca 2015

Skullgirls

Wakacje! Nie mam czasu pisać, za dużo się dzieję. Ostatnio podczytuję sobie o świętach i festiwalach japońskich, oraz ich kalendarzu. Polecam, ciekawa lektura. >>link<<
_____________________
Nie jestem miłośniczką bijatyk. Grałam w Mortal Kombat i Streetfighterów, ale nigdy nie czerpałam z tego radości. Wszystko zmieniło się, gdy w dosyć dziwnych okolicznościach natrafiłam na tą grę. Pierwsze co zwróciło moją uwagę była grafika i muzyka. Są one o tyle odmienne, że są ładne. Nie obrażam pod tym względem innych gier. Mają one swój hmm, "urok"? Skullgirls jednak jest doprawdy śliczny, a i przy tym dopracowany. Kolory są bardzo dobrze stonowane, a postaci urocze, choć mordercze. Wszystko ma w sobie odrobinę niewinności, która zadziwiająco dobrze pasuje. Dopiero w tym roku dane było mi faktycznie w nią zagrać i muszę powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Zawsze grając w tego typu gry nie miałam żadnej techniki wciskałam nieokreślone przyciski lub kuliłam się na boku i uciekałam, dopóki nie ginęłam. Ta gra sprawiła, że naprawdę myślę o tym co robię. Dlaczego? Bo jest niewyobrażalnie skomplikowana. Nie myślcie jednak, że chce was tym odstraszyć. Jest wręcz przeciwnie! System mimo, że dość trudny pozwala na wiele frajdy. Ataki są śliczne, specjale spójne, a czasem intrygujące. Rozgrywka dzięki dużej różnorodności zdecydowanie nie nudzi. Mogłabym rozpisywać się teraz o różnicy między wysokim, średnim i niskim uderzeniu, albo o ciosach pozorowanych, ale byłoby to zbyt długie. Jeśli zechcecie zagrać to Mrs. Victoria wszystko wam wytłumaczy. Jeśli jednak niektórzy z was obawiają się, że gra polega tylko na obijaniu twarzy, to się nie martwię. Każdy z (w tej chwili) 14 postaci ma oryginalną historię. Bez szczegółów powiem tylko, że są one tak wzruszające jak i zarówno humorystyczne. Dla tych którzy dodatkowo martwią się, że będą biegać przez całą grę jako jakaś laska w obcisłym stroju (zakładam, że są tacy) - spokojnie są dwie postacie męskie i jeden alien. Na koniec powiem tylko jeszcze, że szczegóły niektórych postaci, czy jej ataków są cudowne. Jedną z najlepszych postaci jest Eliza na której animacje mogłabym patrzeć cały dzień. Ocena tym razem wyjątkowo wysoka 10/10.

wtorek, 7 lipca 2015

Limbo

Wakacje wywiozły mnie z miejsca mojego zamieszka w związku z czym nie mam jak pisać. Postaram się jakoś utrzymać poziom po Ryu- conie. Ktoś się wybiera? Póki co leżcie i się chłodzcie słuchając wakacyjnej muzy. >>link<<

_______________________________
Główny bohater naszej gry nigdy nie wypowiedział ani jednego zdania, tak samo jak i reszta postaci. Nie można jednak powiedzieć, że nie zawiera żadnej fabuły. Wiele spekulacji krąży po sieci, wiele sugeruje również tytuł:
(Otchłańlimbuslimbo (póżnołać, limbus) – stan osób, które umarły przed Zmartwychwstaniem Chrystusa albo też w nowszych czasach, bez chrztu, ale nie popełniły osobistych grzechów.).
Gra jest bardzo przyjemna. Całość stara się być mroczna i tajemnicza. Natomiast jak to wychodzi w praktyce? Pół na pół. Plansze zrobione dosyć zmyślnie, tło ma w sobie smaczek, a potwory bywają przerażające. Trzeba jednak powiedzieć, że zagadki i groteskowość uzyskiwane są czasem. Często dobre zgranie to wszystko czego potrzebujemy, ale trzeba pamiętać, że pośpiech to również nie jest nasz przyjaciel. Zagadki mimo, że czasem lekko denerwujące nie wymagają zbyt wiele wysiłku. Nie jest to Braid*. Muzyka dosyć monotonna, choć klimatyczna. Nie przeszkadza, nie denerwuję, ale czasem nudzi. Mi osobiście gra zaszła za skórę ze względu na problemy techniczne (wyłączanie komputera co 20 minut nie sprzyja grze bez save'ów). Dodatkowo ma moich największych wrogów... 
...pająki. Taa.. Ich to jednak nie da się pozbyć. Pójdą za tobą na koniec świata. Co sprowadza nas do kolejnego punktu. Niektóre momenty gry były naprawdę obrzydliwe. Jestem osobą, która nie lubi bez sensu wylewającej się krwi (oprócz Django), flaków, defekaliów i rozgniatania owadów. Nie miałam nic przeciwko brutalnym scenom śmierci, ale niektóre sceny z pająkami były ledwie znośne i nie obyły się mojemu skrzywieniu. Historia nie jest opowiedziana wprost. Skuszę się nawet na to by powiedzieć, że w ogóle nie była opowiedziana. Zostaliśmy wrzuceni w środek bez żadnych wyjaśnień i byliśmy zmuszeniu płynąć z nurtem. W tym przypadku uważam to za niewątpliwą zaletę. Charakter gry byłby mocno zaburzony gdybyśmy mieli narratora, oraz pozbawiłby nas otoczki niewiedzy, skołowania, a co za tym idzie niepewności. Co jeszcze jest w tym świecie? Kto jest moim sprzymierzeńcem, a kto wrogiem? Gdy tych elementów braknie gra ta staje się po prostu nudna. To dzieło jest warte zobaczenia, choć sama nie mam zamiaru do niego wracać. Jestem typem osoby, która lubi myśleć, a nie tylko uciekać. Mimo, że ocenę dostanie niską, bo 4/10, to nadal polecam.