sobota, 31 października 2015

Life is Strange

Nadszedł dzień chwały. Nie mówię o Halloween. Bynajmniej. Mówię o tym, że posortowałam moje odczucia związane z tą grą. Ktoś powinien mi dać puchar. Muzyka na dziś >>link<<
____________________________
Jestem zmieszana. Bardzo, ale to bardzo zmieszana. Właśnie skończyłam ostatni epizod i chciałabym powiedzieć coś pewnego i o mocnym stanowisku np. "To było okropne!", albo "Uwielbiam!" Niestety nie mogę tego zrobić. Naturalnie skupiać się będę na wrażeniach końcówki jako że przeszłam ją niedawno i również dlatego, że jest podsumowaniem całej serii. Przechodząc do sedna  Life is Strange opowiada o świeżo upieczonej studentce imieniem Max Caulfield, która po paru latach wraca do swojego rodzinnego miasteczka, aby podjąć się nauki na uniwersytecie Blackwell. Nagle jej zwyczajne życie zostaje zakłócone, gdy widzi jak dziewczyna zostaje postrzelona, a potem Max cofa się w czasie i ją ratuje. Jest to gra przeznaczona dla dziwnego przedziału wiekowego. Z jednej strony stara się być dla młodzieży używając przekleństw, ale w sumie nie za bardzo. Mówi o narkotykach i gwałtach, a więc może ma być dla dorosłych? Według mnie próbowali trafić do za dużej widowni co skutkuje tym, że nie jest do końca dla nikogo. Grafika potrafi być równie plastikowa co ładna, a czasem nawet zapierająca dech w piersiach. Muzyka jest bardzo przyjemna, nazwałabym ją dzisiejszym Radiohead'em. Jest bardzo chill'outowa. Bardzo przypadła mi do gustu. Ruch był płynny zdarzały się animacje które bolały, ale nie jestem w stanie powiedzieć, czy to wina gry i mojego komputera, więc tą część pominę. Przejdźmy do postaci. Ze szczerym przekonaniem lubiłam tylko pięć. Wliczając w to wszystkie postaci poboczne. Nadmienię również, że nie należy do nich Max. Nie jest nadzwyczajnie okropna, ale potrafi naprawdę zirytować człowieka. Sama fabuła? Zakończenie było dla mnie rozczarowujące, ale w tym motywie gry innych wyborów się nie spodziewałam. Jest to zirytowanie zrozumiałe, ale nadal nie dające spokoju. Ah, ale o co mi chodzi z wyborami? Cóż cała gra polega na tym, że twoje wybory przyniosą konsekwencje w późniejszych etapach gry. Jak się z tego wywiązali? Powiedziałabym, że lepiej niż myślałam, a to zawsze coś. Wielkim czynnikiem opowiadającym się pozytywnie w całej serii jest ostatni epizod. Pomijając zakończenie bawiłam się każdym jednym jego momentem. Chłonęłam z ochotą to co nadchodziło i byłam oniemiała. Co chwilę zadawałam sobie pytanie: "Do czego się jeszcze posuną?", a ich odpowiedź mnie satysfakcjonowała. Gdybym miała ocenić całą grę dostałaby ode mnie 7/10, gdyby ostatni epizod bez zakończenia 9/10. Nie żałuję czasu nad nią spędzonego. Sprawiała, że miałam ochotę tworzyć, być kreatywna i "chwytać dzień", czyli coś co robię zazwyczaj w stopniu nadzwyczaj ograniczonym. Żałuję, że niektóre schematy muszą pozostać schematami. Polecam.


czwartek, 29 października 2015

Little Inferno

Wiem, że nie ta recka powinna ujrzeć światło dzienne jako pierwsza, ale potrzebuję trochę czasu zanim poukładam sobie moje wrażenia po Life is Strange. Tymczasem nie tak powoli podkrada się Święto Zmarłych. Życzę wam owocnego czasu zadumy i powagi. Tymczasem melodia na dziś >>link<<
______________________________
Coraz zimniej za oknem. Kto wie czy jutro czy pojutrze nie zacznie padać śnieg? Najlepszym sposobem na ogrzanie się jest kominek Little Inferno! Idealny dla dzieci i dorosłych. Usiądź więc przed swoim nowym Inferno i spal swoje zabawki, czy niewygodne wspomnienia przy okazji świetnie się bawiąc i ogrzewając! Jednak zanim pobiegniecie opróżnić swoje portfele posłuchajcie reszty technicznej recenzji. Gra ta została stworzona przez twórców World of Goo i jest zadziwiająco prosta, biorąc pod uwagę OCD flags (nawiązanie do WOG). Gra sama w sobie polega na spalaniu wielu różnych rzeczy i znajdywaniu kombinacji będących żartami słownymi. No i co jakiś czas dostajemy listy! Od sąsiadki, wynalazcy kominka czy od pogodyna. Moglibyście pomysleć: "Aha! Czyli to zwykła niekończąca się gra, polegająca na znajdywaniu kombinacji. Nie jestem zainteresowany." Nie martwcie się. Ta gra jako ma początek tako ma i koniec. Fabularny i ciekawy. Wspominając jednak o tym studio muszę ostrzec, że jeżeli nie lubisz wizualnego stylu takich dzieł jak np. "Gnijąca panna młoda.", czy "Miasteczko Halloween." to prawdopodobnie ich dzieła również nie przypadną ci do gustu. Do mojego natomiast krzyczą: Bierz mnie! Muzyka jest bardzo odpowiednia i pomimo długiego czasu gry nie znalazłam jej irytującej jakbym się spodziewała. W tego typu gry nie ma miejsca na skomplikowane i zapierające w dech piersiach efekty, ale tam gdzie ich używali, robili to dobrze. Potrafiłam nie robić nic sensownego w grze i tylko wpatrywać się w animację ognia przez porządne 10 minut. No i również dlatego, że czekałam na paczki z surowcami do spalenia. Tak czy inaczej gra zasługuje na mocne 9/10. Uważam moje cztery godziny gry za dobrze wykorzystane i każdemu polecam spróbować.