Wędrując po internetach zobaczyłam obrazek, którego autor dziwił się "jak można nazwać huragan Ksawerym". Zdecydowałam się nad tym zastanowić i automatycznie w mojej głowie pojawiła się myśl: przecież to oczywiste! Na cześć tego kto go pierwszy zauwżył i poinformował świat. Skoro mamy to za sobą, chciałabym powiedzieć, że się boję. Czy wy też? Kiedy usłyszałam o zmierzającym na nas huraganie wpadłam w lekką panikę. Moi znajomi także trochę szaleli, musiałam ich uspakajać choć sama nie byłam pewna tego, że będzie dobrze. Mam nadzieję, że sami nie martwicie się tak bardzo jak ja. Z tego co wiem to i tak nic złego się nie stanie.
A to piosenka w temacie.
http://www.youtube.com/watch?v=m50n4hqx1Ho
To dla tych którzy wolą poematy od muzyki. Nie mogłam przestać się śmiać przed dłuższy czas gdy to zobaczyłam.
http://www.youtube.com/watch?annotation_id=annotation_459801&feature=iv&src_vid=m50n4hqx1Ho&v=SHnxbW9flvc
piątek, 6 grudnia 2013
środa, 4 grudnia 2013
Pierwsze wrażenie. (Shiazaya) 02
Kiedy pojawiłem się przed drzwiami Izayi nie miałem zamiaru niczego niszczyć. Najpierw grzecznie zapukałem, nie spotkało się to jednak z żadnym odzewem. Zapukałem ponownie, tym razem trochę zniecierpliwiony, a potem po raz trzeci już wkurzony. Nadal jednak nikt nie odpowiadał. Zirytowany do granic wyważyłem drzwi. Wchodząc do środka nie zauważyłem nic dziwnego oprócz zaciągniętych rolet w oknach. Zacząłem przetrząsać pokój w poszukiwaniu pchły. Jednak go tam nie było, dlatego zacząłem szukać w innych pokojach. Znalazłem go dopiero w sypialni. Spał na łóżku w ubraniu, tutaj również okna były zasłonięte. Teraz kiedy nie bałem się, że skoczy mi do gardła przyjrzałem mu się uważniej, chociaż panował mrok. Coś mi nie pasowało i dopiero po dłuższej chwili namysłu stwierdziłem, że wygląda jak zwykły człowiek. Nie był tym irytującym potworem, który był odpowiedzialny za śmierć tak wielu ludzi. On był spokojny, nie mogłem opanować odruchu i odgarnąłem mu włosy z czoła. Niespokojnie się poruszył i powoli jego powieki się podniosły. Gościu nie usłyszał jak wyważyłem drzwi, ale go lekko dotknij, a się obudzi. Jego brązowe oczy przez dłuższy czas patrzyły w moje. Powrócenie do realnego życia ze snu zajęło mu trochę czasu, a kiedy zorientował się kim jestem zmarszczył brwi i z westchnieniem spytał:
-Jak tu wszedłeś i czego chcesz?
W jego pytaniu nie usłyszałem ani krztyny dawnej wrogości,a na twarzy nie widniał naturalny dla niego ironiczny uśmieszek. W jego pytaniu usłyszałem za to coś nowego znudzenie, irytacje i strach. To było dla mnie nie do zrozumienia. Jedyną logiczną myślą była ta, że jest chory. Żeby się przekonać czy moje przypuszczenia są słuszne wyciągnąłem dłoń, aby sprawdzić czy nie ma gorączki. Gdy dotknąłem jego czoła i chociaż jego temperatura była w normie to wstrząsnął nim gwałtowny dreszcz. To tylko utwierdziło mnie w mojej tezie, nie wiedziałem tylko jak wykorzystać tą wiedzę. Przytuliłem go jak najdelikatniej, byle tylko nie złamać mu niczego. Nie mogłem pozwolić, żeby było mu zimno. To była jedna z niewielu rzeczy które pamiętałem z wykładu Shinry, nie wolno pozwolić organizmowi na wychłodzenie. Moje działanie spotkało się jednak z jego sprzeciwem, zaczął się wyrywać i krzyczeć:
-Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie! Wyjdź! Przyszedłeś tu tylko po to, żeby mnie napastować?!
Nie puściłem go. Szarpał się jeszcze chwilę, ale gdy doszedł do wniosku, że nic nie wskóra odpuścił i opuścił ręce zaciskając dłonie na mojej koszuli. Opanowało mnie zdumienie gdy usłyszałem szloch i poczułem łzy na swojej piersi. Nie wiedząc jak na to zareagować po prostu mocniej go do siebie przycisnąłem. Spojrzał na mnie z żalem, którego w innych warunkach nigdy bym nie zobaczył i ponownie spytał:
-Czego chcesz?
-Przyszedłem sprawdzić dlaczego mamy wyż demograficzny.
Uśmiechnąłem się słabo, a on zaczął się ironicznie śmiać.
-Shizuo nagle zainteresował się swoim wrogiem. Jeśli niczego nie chcesz to wyjdź z mojego mieszkania i zamknij za sobą drzwi.
-Nie mogę teraz po prostu wyjść, a na pewno nie dopóki nie powiesz mi dlaczego płaczesz. Odnośnie zaś drzwi to je wyważyłem. Stały mi na drodze.
-Jak zwykle gdzie się nie zjawisz siejesz zamęt.
Schował twarz w dłoniach. W tym momencie wyglądał na starszego niż w rzeczywistości, a może po prostu jak ktoś kto za dużo widział. Popatrzył na mnie śmiertelnie poważnym wzrokiem.
-Dlaczego gdy Shinra nas sobie przedstawiał stwierdziłeś, że mnie nie lubisz?
-Każdy kto choć trochę się orientował wiedział coś o tobie. Ja nie byłem wyjątkiem. Chcesz mi powiedzieć, że to z tego powodu?
-Jaki miałoby to sens?
-Nie wiem. Przy tobie mało co ma sens. Co dalej nie zmienia faktu, że nie odpowiedziałeś na moje pytanie, a ja na twoje tak.
-Nie moja wina. Sam sobie na nie odpowiedź, najlepiej zaraz po tym jak zapłacisz mi za drzwi. Idę zadzwonić, a ty w tym czasie wynoś się stąd, wyśle ci rachunek mailem.
Wstał i wyszedł z pokoju. Oczywiście nie miałem zamiaru dać za wygraną i poszedłem w jego ślady. Gdy do niego dołączyłem w salonie faktycznie rozmawiał przez telefon i zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Kiedy skończył rozmowę i się rozłączył obróciłem go w swoją stronę trzymając go za ramię.
Spojrzawszy na niego na powrót zobaczyłem jego typowy uśmieszek.
-A tak przy okazji Shizu-chan, skoro dzięki mnie już wiesz jakiej jesteś orientacji, to czy znalazłeś sobie jakiegoś chłopaka?
Zdziwiło mnie jego pytanie, ale odpowiedziałem zgodnie z prawdą:
-Nie myślałem o tym. Przez cały tydzień zastanawiałem się gdzie jesteś bo nie mam na kim wyładować swojego gniewu.
-Jakoś sobie beze mnie poradziłeś i poradzisz.
Spuścił wzrok i zrobił smutną miną. Nie chciałem, żeby znowu płakał, dlatego dorzuciłem:
-Poza tym kto by chciał takiego potwora jak ja?
Izaya praktycznie niedosłyszalnie odszepnął:
-Ja...
Nie byłem pewny jego odpowiedzi dlatego poprosiłem:
-Czy mógłbyś powtórzyć?
Wkurzony, pewnym głosem krzyknął:
-Ja!
Wyrwał się w mojego uścisku i wzburzonym, szybkim krokiem chciał wyjść z pokoju. Powoli obróciłem się i powiodłem za nim wzrokiem. Nie wiedziałem co powiedzieć lub zrobić, dlatego stałem tam jak kołek. Niby jakim cudem on może mnie kochać, przecież przez te wszystkie lata... Jedyną z niewielu rzeczy których byłem pewien była jego nienawiść, a teraz okazała się kłamstwem? No właśnie jego nienawiść, a ja? Czy ja go nienawidzę? Zastanawiając się głębiej na tym co mówił mi wcześniej, doszedłem do wniosku, że mogłem go urazić, gdy mimo, że nie znałem go to, go osądziłem. Sam wiem przecież jak to jest. Nie jednokrotnie pokazywano sobie mnie palcami i mówiono o brutalu, a ja tak bardzo nie lubię przemocy. Stwierdziłem, że niezależnie od tego powinienem pójść za nim. kiedy go znalazłem stał na balkonie i wpatrywał się z uwagą w dół na swoich ukochanych ludzi. Nie zauważył mnie, albo się z tym nie afiszował. W każdym razie nie zareagował nawet gdy stanąłem obok niego i zapaliłem papierosa. Zaciągnąłem się nim, a kiedy poczułem dym w swoich płucach odprężyłem się. Przyjrzałem się mu ponownie, tym razem w świetle dnia. Miał podkrążone oczy, był blady, nawet jak na siebie i chyba bardziej chudy niż wtedy gdy go ostatnio widziałem. Ni z tego czy owego powiedział:
-To był naprawdę dziwny tydzień.
Uśmiechnąłem się lekko i potwierdziłem:
-Masz rację.
______________________________________________________________
Oto i druga część, miały być dwie, ale gdzie nie pójdę w tej sprawię, to słyszę: Pisz dalej!
Dlatego może tak zrobię ;)
-Jak tu wszedłeś i czego chcesz?
W jego pytaniu nie usłyszałem ani krztyny dawnej wrogości,a na twarzy nie widniał naturalny dla niego ironiczny uśmieszek. W jego pytaniu usłyszałem za to coś nowego znudzenie, irytacje i strach. To było dla mnie nie do zrozumienia. Jedyną logiczną myślą była ta, że jest chory. Żeby się przekonać czy moje przypuszczenia są słuszne wyciągnąłem dłoń, aby sprawdzić czy nie ma gorączki. Gdy dotknąłem jego czoła i chociaż jego temperatura była w normie to wstrząsnął nim gwałtowny dreszcz. To tylko utwierdziło mnie w mojej tezie, nie wiedziałem tylko jak wykorzystać tą wiedzę. Przytuliłem go jak najdelikatniej, byle tylko nie złamać mu niczego. Nie mogłem pozwolić, żeby było mu zimno. To była jedna z niewielu rzeczy które pamiętałem z wykładu Shinry, nie wolno pozwolić organizmowi na wychłodzenie. Moje działanie spotkało się jednak z jego sprzeciwem, zaczął się wyrywać i krzyczeć:
-Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie! Wyjdź! Przyszedłeś tu tylko po to, żeby mnie napastować?!
Nie puściłem go. Szarpał się jeszcze chwilę, ale gdy doszedł do wniosku, że nic nie wskóra odpuścił i opuścił ręce zaciskając dłonie na mojej koszuli. Opanowało mnie zdumienie gdy usłyszałem szloch i poczułem łzy na swojej piersi. Nie wiedząc jak na to zareagować po prostu mocniej go do siebie przycisnąłem. Spojrzał na mnie z żalem, którego w innych warunkach nigdy bym nie zobaczył i ponownie spytał:
-Czego chcesz?
-Przyszedłem sprawdzić dlaczego mamy wyż demograficzny.
Uśmiechnąłem się słabo, a on zaczął się ironicznie śmiać.
-Shizuo nagle zainteresował się swoim wrogiem. Jeśli niczego nie chcesz to wyjdź z mojego mieszkania i zamknij za sobą drzwi.
-Nie mogę teraz po prostu wyjść, a na pewno nie dopóki nie powiesz mi dlaczego płaczesz. Odnośnie zaś drzwi to je wyważyłem. Stały mi na drodze.
-Jak zwykle gdzie się nie zjawisz siejesz zamęt.
Schował twarz w dłoniach. W tym momencie wyglądał na starszego niż w rzeczywistości, a może po prostu jak ktoś kto za dużo widział. Popatrzył na mnie śmiertelnie poważnym wzrokiem.
-Dlaczego gdy Shinra nas sobie przedstawiał stwierdziłeś, że mnie nie lubisz?
-Każdy kto choć trochę się orientował wiedział coś o tobie. Ja nie byłem wyjątkiem. Chcesz mi powiedzieć, że to z tego powodu?
-Jaki miałoby to sens?
-Nie wiem. Przy tobie mało co ma sens. Co dalej nie zmienia faktu, że nie odpowiedziałeś na moje pytanie, a ja na twoje tak.
-Nie moja wina. Sam sobie na nie odpowiedź, najlepiej zaraz po tym jak zapłacisz mi za drzwi. Idę zadzwonić, a ty w tym czasie wynoś się stąd, wyśle ci rachunek mailem.
Wstał i wyszedł z pokoju. Oczywiście nie miałem zamiaru dać za wygraną i poszedłem w jego ślady. Gdy do niego dołączyłem w salonie faktycznie rozmawiał przez telefon i zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Kiedy skończył rozmowę i się rozłączył obróciłem go w swoją stronę trzymając go za ramię.
Spojrzawszy na niego na powrót zobaczyłem jego typowy uśmieszek.
-A tak przy okazji Shizu-chan, skoro dzięki mnie już wiesz jakiej jesteś orientacji, to czy znalazłeś sobie jakiegoś chłopaka?
Zdziwiło mnie jego pytanie, ale odpowiedziałem zgodnie z prawdą:
-Nie myślałem o tym. Przez cały tydzień zastanawiałem się gdzie jesteś bo nie mam na kim wyładować swojego gniewu.
-Jakoś sobie beze mnie poradziłeś i poradzisz.
Spuścił wzrok i zrobił smutną miną. Nie chciałem, żeby znowu płakał, dlatego dorzuciłem:
-Poza tym kto by chciał takiego potwora jak ja?
Izaya praktycznie niedosłyszalnie odszepnął:
-Ja...
Nie byłem pewny jego odpowiedzi dlatego poprosiłem:
-Czy mógłbyś powtórzyć?
Wkurzony, pewnym głosem krzyknął:
-Ja!
Wyrwał się w mojego uścisku i wzburzonym, szybkim krokiem chciał wyjść z pokoju. Powoli obróciłem się i powiodłem za nim wzrokiem. Nie wiedziałem co powiedzieć lub zrobić, dlatego stałem tam jak kołek. Niby jakim cudem on może mnie kochać, przecież przez te wszystkie lata... Jedyną z niewielu rzeczy których byłem pewien była jego nienawiść, a teraz okazała się kłamstwem? No właśnie jego nienawiść, a ja? Czy ja go nienawidzę? Zastanawiając się głębiej na tym co mówił mi wcześniej, doszedłem do wniosku, że mogłem go urazić, gdy mimo, że nie znałem go to, go osądziłem. Sam wiem przecież jak to jest. Nie jednokrotnie pokazywano sobie mnie palcami i mówiono o brutalu, a ja tak bardzo nie lubię przemocy. Stwierdziłem, że niezależnie od tego powinienem pójść za nim. kiedy go znalazłem stał na balkonie i wpatrywał się z uwagą w dół na swoich ukochanych ludzi. Nie zauważył mnie, albo się z tym nie afiszował. W każdym razie nie zareagował nawet gdy stanąłem obok niego i zapaliłem papierosa. Zaciągnąłem się nim, a kiedy poczułem dym w swoich płucach odprężyłem się. Przyjrzałem się mu ponownie, tym razem w świetle dnia. Miał podkrążone oczy, był blady, nawet jak na siebie i chyba bardziej chudy niż wtedy gdy go ostatnio widziałem. Ni z tego czy owego powiedział:
-To był naprawdę dziwny tydzień.
Uśmiechnąłem się lekko i potwierdziłem:
-Masz rację.
______________________________________________________________
Oto i druga część, miały być dwie, ale gdzie nie pójdę w tej sprawię, to słyszę: Pisz dalej!
Dlatego może tak zrobię ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)